Aung San Suu Kyi, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, powinna tę nagrodę stracić
Od kilkunastu dni w Mjanmie (dawniej Birmie) trwają czystki etniczne przeciwko jednej ze 135 mniejszości, które tworzą społeczeństwo tego kraju: Rohingjom. Światowe telewizje i gazety pokazują masy uchodźców – szacuje się, że miejsce zamieszkania opuściło ok. 140 tys. ludzi. W tej chwili liczbę zabitych szacuje się na 400 osób – może być zawyżona bądź zaniżona. Informacje, które docierają z regionu Arakan, w którym mieszkają Rohingjowie, są szczątkowe (więcej o Rohingjach, ich historii i prześladowaniach – tutaj).
Tymczasem szefowa rządu Mjanmy Aung San Suu Kyi – pokojowa noblistka z 1991 r. – nazwała informacje o prześladowaniach i wypędzeniach Rohingjów „promowaniem interesów terrorystów”, „górą lodową dezinformacji” i „fake newsami”. („Terrorystów” najpewniej dlatego, że po dekadach prześladowań grupa mężczyzn Rohingja założyła partyzantkę – Arakan Rohingja Salvation Army – i wdała się w potyczkę z armią).
Nobel do zwrotu
W prasie na świecie pojawiły się głosy, że należałoby odebrać jej Nagrodę Nobla. Słowa Suu Kyi to dla Rohingjów pogrzebanie resztek nadziei.
Niektórzy Rohingjowie, z którymi rozmawiałem pod koniec 2015 r. w angielskim mieście Bradford (żyje tam znaczna społeczność uchodźców z tej grupy etnicznej), wyrażali wobec Suu Kyi nieśmiałe oczekiwania. Nieśmiałe, bo Suu Kyi przez lata milczała o tragedii Rohingjów i nigdy nie rzekła publicznie słowa w ich obronie po krwawych pogromach, do których dochodziło na przestrzeni minionych dekad.