Szkockie siostry szarytki latami ukrywały śmierć kilkuset wychowanków swego sierocińca. Ich ciała grzebały w gołej ziemi, często w zbiorowych mogiłach. Dziś zakonnice milczą, a rzecznik Kościoła katolickiego w Szkocji umywa ręce: to nie Kościół decydował o umieszczeniu dzieci w ośrodku, więc niech odpowiedzą za to świeckie władze.
Ogłoszone w tym tygodniu wyniki dziennikarskiego śledztwa BBC i „The Sunday Post” mówią o szczątkach 402 niemowląt i starszych dzieci, pochowanych przez zakonnice poza oficjalną ewidencją w nieoznaczonych grobach. Wiele z tych dzieci zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach.
Sprawa dotyczy sierocińca Smyllum Park w szkockim Lanarkshire. W latach 1864–1981 przewinęło się przezeń blisko 12 tysięcy wychowanków. Trafiały tu nie tylko sieroty, ale dzieci oddawane przez biedne katolickie rodziny, które szukały pomocy u zakonnic.
Siostry prowadziły ośrodek, ale część kosztów pokrywał rząd. Dzieciom zapewniono zasiłki na żywność – ale w kartach zgonu są informacje o śmierci z niedożywienia. Wyasygnowano też pieniądze na leczenie – mimo to latami nie zaglądał tam żaden lekarz, a dzieci ginęły z powodu wyleczalnych chorób.
Dawni wychowankowie sióstr latami już jako dorośli skarżyli się na doznane krzywdy: bicie, upokarzanie, wykorzystywanie seksualne. To refren znany z wielu reportaży opowiadających o warunkach w ośrodkach opiekuńczych prowadzonych przez Kościół: polewanie lodowatą wodą, rzucanie na ziemię, przetrzymywanie w worku, bicie twardymi przedmiotami, kopanie w głowę dzieci zwiniętych na podłodze w kulkę, jak zwierzątka.