Zgodnie z tradycją Biały Dom przekazał Kongresowi USA dokument określający strategię bezpieczeństwa narodowego rządzącej od 11 miesięcy administracji. Odstępstwem od normy było jednak wygłoszenie z tej okazji przez Donalda Trumpa półgodzinnego przemówienia. Po zagadnieniach międzynarodowych prezydent ledwo się w nim prześlizgnął, chwaląc się natomiast – jak w kampanii wyborczej – swoimi sukcesami i atakując swoich poprzedników.
Co do polityki zagranicznej, dowiedzieliśmy się tego, co wiedzieliśmy z jego wcześniejszych wystąpień – że postrzega świat jako arenę bezwzględnej rywalizacji mocarstw, w której USA muszą utrzymać hegemonię, głównie poprzez rozbudowę sił zbrojnych, zgodnie z zasadą „pokój poprzez siłę”, oraz korektę domniemanych krzywd spotykających jakoby Amerykę w globalnym handlu. Oprócz bezpieczeństwa ekonomicznego równie ważne dla bezpieczeństwa kraju – wywodził Trump – jest uszczelnianie jego granic.
Na czym ma polegać strategia Trumpa?
Sam 70-stronicowy dokument o strategii, znany pod angielskim skrótem NSS, stanowi miksturę streszczonej przez Trumpa ideologii „America First” i elementów zgodnych z obowiązującymi od II wojny światowej zasadami polityki zagranicznej USA. Jest bowiem najwyraźniej wspólnym płodem doradców Trumpa z kręgu establishmentu, jak emerytowani generałowie H.R. McMaster i James Mattis, oraz silnych wciąż w Białym Domu nacjonalistów-izolacjonistów.
I tak, mowa tam o potrzebie amerykańskiego przywództwa, a nawet obrony takich wartości jak demokracja na świecie, chociaż nie wspomina się już o ocieplaniu się klimatu jako zagrożeniu dla bezpieczeństwa, jak za prezydentury Baracka Obamy. Wymienia się Rosję i Chiny jako „mocarstwa rewizjonistyczne”, dążące do zmiany status quo na świecie i podważenia wpływów USA, a także zagrożenie ze strony „dżihadystycznego” terroryzmu. Ameryka pod wodzą Trumpa będzie teraz bardziej asertywna i rezygnuje z prób dogadywania się z adwersarzami i traktowania ich jako partnerów.
Problem w tym, że oficjalna strategia bezpieczeństwa międzynarodowego, cyklicznie ogłaszana przez Waszyngton, rozmija się zwykle z praktyką, korygowaną przez wydarzenia, jak to było z NSS Obamy po aneksji Krymu przez Rosję. W wypadku Trumpa jeszcze trudniej uwierzyć, że będzie realnym drogowskazem polityki, gdyż postępowanie obecnego prezydenta w wielu punktach przeczy opublikowanemu w poniedziałek dokumentowi. Z przywództwem Ameryki kłóci się zerwanie porozumienia z Paryża o zmianach klimatycznych i wycofanie się z układu TPP, o wolnym handlu w regionie Pacyfiku, który miał być ekonomicznym wzmocnieniem geopolitycznej obecności USA w Azji wschodniej. Napiętnowanie Rosji nie zgadza się z wypowiedziami Trumpa na temat tego kraju, wobec którego nie znalazł dotąd ani słowa krytyki.
Słowom o ważnej roli dyplomacji przeczą drastyczne redukcje Departamentu Stanu. Cała dotychczasowa praktyka Trumpa świadczy o tym, że przywództwo Ameryki rozumie on włącznie jako jej militarną i gospodarczą dominację, bez potrzeby multilateralnej współpracy i bez odpowiedzialności za losy świata.