To zabójstwo wstrząsnęło niemiecką opinią publiczną. 27 grudnia, tuż po ostatnich świętach Bożego Narodzenia, w 9-tysięcznym Kandel przy granicy z Francją 15-letni uchodźca z Afganistanu zasztyletował rówieśniczkę z miejscowej szkoły – swoją byłą dziewczynę. Ojciec ofiary już wcześniej zgłaszał policji, że chłopak grozi córce. Pogróżki pojawiały się zresztą w mediach społecznościowych. Policja i urząd ds. młodzieży – oskarżane o to, że nie zapobiegły tragedii – przerzucają się odpowiedzialnością.
Dla antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD) – trzeciej siły politycznej w Bundestagu – dramat w Kandel to kolejna okazja, by powtórzyć hasła o fiasku Europy otwartych granic. Ale w spokojnym na co dzień miasteczku demonstrowali też zwolennicy „kolorowych Niemiec”, przeciwni zaostrzaniu polityki azylowej i migracyjnej.
Ten spór jest dziś jednym z najgorętszych za Odrą. I trudno się dziwić. Tylko w latach 2015–16 przybyło do Niemiec prawie 1,2 mln osób liczących na azyl. Masowy napływ uchodźców i imigrantów zbiegł się ze wzrostem przestępczości. W 2014 r. zanotowano w Niemczech 181 tys. aktów przemocy. Dwa lata później – 193,5 tys. W 8-milionowej Dolnej Saksonii przyrost był w tym czasie jeszcze wyraźniejszy – z 17,5 do 19,2 tys. W 92 proc. odpowiadają za niego uchodźcy – wyliczyli z niemiecką precyzją kryminolodzy.
Dane te ukazały się w styczniowym raporcie „O rozwoju przemocy w Niemczech” (Zur Entwicklung der Gewalt in Deutschland), przygotowanym w Wyższej Szkole Nauk Stosowanych w Zurychu na zlecenie niemieckiego federalnego ministerstwa ds. rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży. Dokument liczy ponad sto stron, ale największe zainteresowanie wywołał rozdział poświęcony przestępczości wśród szeroko rozumianych uchodźców.