Piętrzą się kłopoty prezydenta Trumpa z kobietami, których wdziękom ulegał, zanim zamieszkał w Białym Domu. Aktorka pornofilmów Stormy Daniels pomyślnie przeszła test z wykrywaczem kłamstw, który miał udowodnić, że rzeczywiście uprawiała z nim seks w 2006 roku, kiedy ówczesny magnat nieruchomościowy był po raz trzeci żonaty, a jego niedawno poślubiona małżonka Melania właśnie urodziła dziecko.
Według ekspertów wynik testu w 99 proc. potwierdza, że mówiła prawdę. Daniels procesuje się teraz z adwokatem Trumpa Michaelem Cohenem, domagając się zwolnienia z umowy, że zachowa milczenie w sprawie intymnych kontaktów z prezydentem w zamian za 130 tys. dolarów, które mecenas jej zapłacił. Zdaniem jej adwokata umowa jest nieważna, gdyż brak na niej prezydenckiego podpisu.
Trzy kobiety przeciwko Trumpowi
Z podobnym pozwem, tym razem przeciwko American Media Inc., wydawcy „The National Enquirer”, wystąpiła Karen McDougal, była modelka Playboya”, która żądała wydrukowania wywiadu udzielonego temu znanemu brukowcowi na temat swoich schadzek z Trumpem na krótko przed wyborami w 2016 roku. Szef American Media nie opublikował tekstu, gdyż jest zaprzyjaźniony z Trumpem i jego tabloid poparł go jako kandydata do Białego Domu.
Trzecią damą nękającą Donalda jest niejaka Summer Zevros, uczestniczka jego telewizyjnego widowiska „Apprentice”. Oskarża ona Trumpa, że bez jej zgody całował ją i łapał za biust. W pozwie zarzuca mu zniesławienie, gdyż prezydent, zamiast zignorować te oskarżenia, zaczął ją oczerniać. Sędzia, do którego pozew wpłynął, orzekł, że go rozpatrzy.
Powtórka ze skandalu Billa Clintona?
Ten ostatni przypadek przypomina historię, która 20 lat temu doprowadziła do impeachmentu prezydenta Billa Clintona. Kiedy specjalny prokurator Kenneth Starr, prowadzący śledztwo w sprawie tzw. afery Whitewater, dowiedział się o pozwie o molestowanie seksualne przeciwko Clintonowi wytoczonym mu przez Paulę Jones, poszedł tym tropem, aż wykrył romans prezydenta ze stażystką w Białym Domu.
Powodem do jego oskarżenia przez Kongres był nie seks, tylko fakt, że prezydent pod przysięgą kłamał o związku z Lewinsky (Senat nie przegłosował usunięcia Clintona z urzędu). Orzekająca w sprawie pozwu Zevros sędzia Jennifer Schecter powołała się nawet na precedens z Paulą Jones, podkreślając, że „nikt nie stoi ponad prawem”. Są więc analogie, ale nie spodziewajmy się, że impeachment nieuchronnie czeka też Trumpa, chociaż specjalny prokurator Mueller bada jego podejrzane rosyjskie kontakty.
Pornokłopoty Donalda Trumpa
Media zabawiają nas pornokłopotami Trumpa, ale wydają się one umiarkowanie interesować opinię publiczną w USA. To zrozumiałe. Część Amerykanów nie chce po prostu o tym słuchać – ze wstydu. Seksskandale prezydenta toną poza tym w morzu innych, horrendalnych i poważniejszych doniesień z Białego Domu. Temat ten nagłaśniają głównie przeciwnicy prezydenta, natomiast jego fani – konserwatywna połowa społeczeństwa, a więc zawodowi obrońcy cnoty i wartości rodzinnych – nie podnoszą wcale moralnego alarmu. Argumentują, że Trump to normalny, bogaty mężczyzna, którego stać było na bezwzględne uleganie swym popędom.
Ekscesy erotyczne jego poprzedników, takich jak Kennedy czy Clinton, bliższym liberalnej lewicy, utrudniają polemikę z takimi wywodami. Trump – przyznaje prawica – to na pewno grzesznik, ale taki, który odkupuje swoje winy, pomagając ludziom pracy pokiereszowanych przez globalną gospodarkę. Ludziom, którymi nikt się dotąd nie zainteresował.
Problem w tym, czy rzeczywiście pomaga. Natomiast co do pornoskandali – tak naprawdę najsmutniejszą w tym wszystkim rzeczą jest los pani Melanii i jej 12-letniego syna Barona.