Według symulacji (exit polls) zamówionej przez dziennik „The Irish Times” za legalizacją opowiedziało się 68 proc. głosujących, przeciwko – 32 proc. Jeśli projekcje wyniku potwierdzą się oficjalnie, Irlandia dokona radykalnego zwrotu kulturowego, społecznego i politycznego. Była jednym z najbardziej konserwatywnych społeczeństw Europy, dołącza do społeczeństw otwartych na zmiany obyczajowe.
Rozwody zalegalizowano w Irlandii dopiero w 1995 r., małżeństwa osób tej samej płci w 2015 r., a teraz utorowano drogę do legalnego dostępu do aborcji. Tempo przemian wyraźnie przyspieszyło.
Tłumy w lokalach wyborczych
Obie strony sporu o aborcję miały nadzieję na wygraną. Zwolennicy zmiany liczyli przede wszystkim na mobilizację młodych, zwolennicy status quo – czyli niemal całkowitego zakazu dostępu do aborcji – na to samo.
I rzeczywiście tłumy ruszyły do lokali. Uprawnieni do głosowania dolatywali na referendum z najdalszych stron świata. Wysoka, prawdopodobnie na poziomie 70 proc., frekwencja pomogła ostatecznie zwyciężyć zwolennikom liberalizacji. W grupie głosujących w wieku poniżej 24 lat za liberalizacją miało się w sondażach opowiedzieć aż 90 proc.
Kościół irlandzki pogrążył się w kryzysie
Kościół nie włączył się bezpośrednio do kampanii przeciw liberalizacji, wyręczyły go ruchy i organizacje katolickie. Ich działacze podkreślali, że wynik wcale nie jest przesądzony, bo wielu ludzi się waha, a ci, którzy trzy lata temu głosowali za legalizacją małżeństw homoseksualnych, mogą być przeciwko aborcji.
Ale jeśli wstępne wyniki okażą się prawdziwe, Kościół i ruchy katolickie poniosą dotkliwą porażkę, która potwierdzi, że katolicyzm irlandzki pogrążył się w kryzysie i może już nigdy nie odzyskać dawnych wpływów, pozycji i autorytetu.