Występ premiera Mateusza Morawieckiego w Parlamencie Europejskim zakończył się klapą. Morawiecki roztoczył swoją wizję integracji europejskiej, odwołując się do „Europy narodów” de Gaulle’a. To mogło się spodobać francuskim populistom pani Le Pen, uderzającej dziś w podobne tony, ale eurodeputowanym w Strasburgu nie zaimponowało. Woleli pytać o czystkę w polskim Sądzie Najwyższym.
Czytaj także: Morawiecki przemówił w PE. I usłyszał wiele cierpkich słów
Europa rozczarowana Polską
Zepchnięty do defensywy szef rządu musiał się skupić na obronie tego, co dla większości parlamentarzystów, liderów i ekspertów europejskich jest trudne do pojęcia. Dlaczego Polska, kiedyś beniaminek Unii Europejskiej, zamienia się pod rządami PiS w jeden z jej problemów?
Najmocniej wyraził to rozczarowanie przywódca Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber: „Przedstawiono tu panu pytania, zmarnował pan okazję, by na nie jasno odpowiedzieć. Polska staje się jedynym krajem członkowskim, który wszystko blokuje”.
Lider frakcji socjalistów wykorzystał wzmiankę o zrastaniu się dwóch płuc Europy w wystąpieniu Morawieckiego. Premier posłużył się znaną frazą Jana Pawła II z przemówienia w Parlamencie Europejskim. „Jaki jest polski wkład w dobre funkcjonowanie wschodniego płuca? – pytał Udo Bullmann, piętnując próbę usunięcia siłą prezes Gersdorf. – Bo pani Gersdorf ten wkład honoruje. Nie niszczcie kultury demokratycznej w waszym kraju i nie mówcie tutaj, że chronicie nasze wartości”. A lider frakcji liberalnej Guy Verhofstadt wezwał w debacie Morawieckiego, by przestawił ster i wprowadził Polskę z powrotem do grupy państw demokratycznych.
Czytaj także: „Poważny kryzys instytucjonalny”. Zagraniczne media o czystce w SN
Morawiecki w Strasburgu nie przekonał do swoich racji
Ostre słowa padające w debacie po przemówieniu premiera Morawieckiego mają dwie przyczyny. Po pierwsze, wyrażają zaniepokojenie sytuacją w Polsce i brakiem jakiejkolwiek chęci do wysłuchania argumentów Unii i wypracowania zdrowego kompromisu po stronie obecnego rządu polskiego.
Po drugie, wyrażają pośrednio niepokój, że tolerowanie sytuacji w naszym kraju jest złym sygnałem dla innych państw członkowskich, które mogłyby próbować zasłaniać się przykładem polskim w swej polityce wewnętrznej. Proeuropejscy deputowani i liderzy doskonale wiedzą, że Unia przetrwa, jeśli nie popuści w sprawie rządów prawa jako fundamentu integracji europejskiej.
Premier Morawiecki tłumaczył mediom po wystąpieniu: „służba publiczna polega na tym, że trzeba bronić racji naszego państwa, nawet w trudnych warunkach”. Przyznał tym samym pośrednio, że nie przekonał parlamentarzystów do racji swojego obozu politycznego w kwestii praworządności. W pisowskim przekazie do Polaków obowiązuje jednak nadal propaganda sukcesu. Tymczasem prawda jest taka, że obecny rząd broni w kraju i w Europie sprawy, która jest nie do obrony.
Czytaj także: Procedura wszczęta przez KE „wycinki” sędziów na razie nie zatrzyma