„Rasistom wstęp do kościoła zabroniony” – takie ogłoszenie zawisło na drzwiach pewnego parafialnego kościoła. Nie, nie w Polsce, tylko we Włoszech. Wywiesił je tamtejszy ks. Gianfranco Formenton w apogeum kryzysu migracyjnego. Gdy migranci słyszeli zewsząd, żeby wracali do domu, duchowny zaapelował do ksenofobów.
Czytaj także: Nie będzie uchodźca rządził u biskupa. Dwa Kościoły katolickie w jednej Polsce
Włoscy księża walczą z rasizmem
We Włoszech są jeszcze księża dający świadectwo Ewangelii, którą głosi Kościół. W Polsce też tacy są, ale raczej nie stają w jawnej opozycji do rządzących polityków, tak jak czyni to on i grupa innych włoskich duchownych. Nie boją się zakwestionować ksenofobicznej retoryki i polityki antyimigranckiej, de facto rasistowskiej.
Muszą się liczyć z konsekwencjami. Są piętnowani w internecie jako „katokomuniści” – włoski odpowiednik „katolewicy” – otrzymują pogróżki, niekiedy wcielane w życie. Napad rabunkowy przeżył sam ks. Formenton, o czym opowiedział brytyjski dziennik „The Guardian”. Gazeta sympatyzuje z demokratyczną lewicą, a nie z tym czy innym Kościołem, ale słusznie uznała, że dzielnym włoskim księżom należy się międzynarodowa uwaga w epoce populizmu.
Niekonwencjonalne metody duszpasterskie
Jeden z nich, wspomniany Gianfranco Formenton, jest już szerzej znany. W Polsce media informowały wcześniej o jego niekonwencjonalnych metodach duszpasterskich. Na przykład o rodzaju kościelnych „kart lojalnościowych”. Pomysł polega na tym, by po mszy wierni zgłaszali się do księdza po potwierdzenie obecności.