Kiedy Ukraina wybijała się na niepodległość, wszystko wyglądało inaczej niż dzisiaj. Rozpadał się Związek Radziecki, świat patrzył w osłupieniu na wydarzenia, których nie przewidywał w najśmielszych przypuszczeniach. Oto znika na naszych oczach światowa potęga, niepokonana. Nikt się nie spodziewał takiego obrotu wydarzeń.
Sami Ukraińcy też się nie spodziewali. Ogólnonarodowe referendum w sprawie suwerenności pokazało, że niepodległości od Moskwy i Kremla chcą wszyscy, od Lwowa po Charków, Donieck, Ługańsk, Mariupol, Sewastopol, Odessę. To było cudowne. Wschód Ukrainy, najbliżej związany z Moskwą, mówiący po rosyjsku, nie po ukraińsku, chciał niepodległości – bezwarunkowo.
Wszyscy byli podekscytowani, zwłaszcza Ameryka, która obawiała się reakcji Moskwy. Geopolityka w wydaniu amerykańskim: nie ma znaczenia, co myślą ani czego chcą Ukraińcy – ważne, co powie Moskwa.
Polska pierwsza uznała niepodległość Ukrainy
Polska jako pierwszy kraj uznała niepodległość Kijowa i wspierała od tego momentu niepodległościowe, a potem europejskie aspiracje Ukrainy. Starania Lecha Wałęsy, wielka gra, wysiłek, żeby uwolnić Ukrainę od rosyjskiego ciążenia. Niebywałe zasługi Aleksandra Kwaśniewskiego, który prezydenta Leonida Kuczmę i Kijów ciągnął niemal siłą w stronę Zachodu.
Ukraina zrzekła się posiadania broni jądrowej, oddając cały swój arsenał. Gwarantem nienaruszalności terytorialnej były Rosja, Francja, Wielka Brytania, Ameryka. Wszystko wyglądało optymistycznie.