Aż cztery razy wymienił Polskę w swym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ prezydent Donald Trump – cieszył się prezydent Andrzej Duda i jego sympatycy w Polsce. Niestety, uwagę mediów światowych i amerykańskich relacjonujących 73. sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ dziennikarzy w gmachu ONZ w Nowym Jorku przykuło spotkanie z Trumpem, a nie z prezydentem Polski. A w mediach polskich udział Dudy w Radzie Bezpieczeństwa i jego przemówienie przed Zgromadzeniem Ogólnym przyćmiła nieformalna pogawędka prezydenta z Donaldem Tuskiem. Specjalistów od czytania z warg pytano, o czym mogli rozmawiać. Nie wystawia to dobrego świadectwa ani mediom, ani panu Dudzie, którego wystąpienie od strony merytorycznej zasługiwało na większą uwagę.
Czytaj też: Fortu Trump nie będzie
O czym mówił prezydent Duda w ONZ
W przemówieniu wygłaszanym na fotogenicznym tle zielonego marmuru prezydent Andrzej Duda zbudował opozycję między „pozytywnym” a „negatywnym” multilateralizmem. Niech się rozwikływaniem praktycznego sensu tej koncepcji zajmują politolodzy, bo chyba wyszła ona spod pióra ministra Krzysztofa Szczerskiego, kiedyś obiecującego krakowskiego akademika, obecnie dygnitarza państwowego, którego w światku dziennikarskim nazywa się czasem „wiceprezydentem”, bo widać, że ma wielkie ambicje polityczne.
Najogólniej chodzi zapewne o wyrównywanie praw państw słabszych i potężniejszych w walce z tendencjami do monopolizacji polityki międzynarodowej przez nienazwany z imienia „koncert mocarstw”.