Zastanawiająco pobłażliwy okazał się sędzia sądu federalnego w Waszyngtonie dla Paula Manaforta, byłego dyrektora kampanii wyborczej Donalda Trumpa i wieloletniego lobbysty Partii Republikańskiej. W zeszłym tygodniu ława przysięgłych uznała go winnym oszustw bankowych i podatkowych na sumę ponad 6 mln dol. w czasach, gdy pracował jako doradca prorosyjskich polityków na Ukrainie, w tym byłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Wytyczne dotyczące orzekania w takim przypadku przewidywały wyrok nawet do 24 lat więzienia.
Spodziewano się, że Manafort dostanie co najmniej kilkanaście lat, tym bardziej że podczas rozprawy nie okazał żadnej skruchy i użalał się nad tym, jak traktuje go aparat sprawiedliwości. Tymczasem mianowany jeszcze przez prezydenta Reagana sędzia Ellis, zwracając uwagę na dotychczasową niekaralność oskarżonego, skazał go na niecałe 4 lata (dokładnie 47 miesięcy). Jeden z byłych prokuratorów federalnych określił werdykt jako „żart”.
Czytaj także: Wysoka stawka procesu byłego menedżera Donalda Trumpa
Paul Manafort okazał się kozłem ofiarnym?
Wygląda na to, że sędzia zgodził się częściowo z argumentacją adwokatów Manaforta, sugerujących, że ich klient jest swego rodzaju ofiarą