Prawnie obowiązująca data brexitu to obecnie 12 kwietnia. Dwa dni wcześniej, czyli w najbliższą środę, przywódcy krajów Unii będą radzić w Brukseli, co dalej z Wielką Brytanią.
Gdyby Izbie Gmin udało się politycznym cudem poprzeć umowę brexitową do 12 kwietnia, to Londyn uzyskałby odroczenie brexitu do 22 maja – na dokończenie pełnej ratyfikacji. Jednocześnie Wielka Brytania zdążyłaby wyjść z Unii przed wyborami do europarlamentu.
Jednak i Bruksela, i Londyn pracują teraz przy założeniu, że tak optymistyczny scenariusz jest mało możliwy. A decyzja, czy, jak i ewentualnie na jakich warunkach odroczyć brexit na czas po eurowyborach, zapadnie – przy wymogu jednomyślności wszystkich krajów Unii – na szczycie z 10 kwietnia.
Czytaj też: Brytyjski parlament znów odrzuca wszystkie opcje brexitu
May dostanie tylko jedno odroczenie brexitu
Na razie jedyną wspólną linią krajów członkowskich oraz instytucji UE jest silna niechęć do odraczania brexitu na raty. Aby tego uniknąć, ewentualne odsunięcie rozwodu (jeśli do niego dojdzie w przyszłym tygodniu) powinno być – również dla zmniejszenia niepewności politycznej i biznesowej w Unii – już tylko jednokrotne, choć zarazem z gotowością do jego przyspieszenia, jeśli Londynowi udałoby się zatwierdzić umowę przed nowym dedlajnem.
Dlatego dzisiejsza prośba Theresy May o odsunięcie brexitu tylko do 30 czerwca (z możliwością jego przyspieszenia, jeśli brytyjski parlament wcześniej zatwierdziłby umowę) jest oceniana w Brukseli bardzo sceptycznie.