Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Rozwód z Wielką Brytanią odłożony do jesieni

Brytyjska premier w Brukseli na szczycie Unii Europejskiej Brytyjska premier w Brukseli na szczycie Unii Europejskiej Yves Herman/Reuters / Polityka
UE zgodziła się na odroczenie brexitu do 31 października. Strach przed kosztami chaotycznego rozwodu z Londynem staje się kartą przetargową także w rękach Brytyjczyków.

Przywódcy 27 krajów Unii Europejskiej i Theresa May zgodzili się ostatniej nocy na przesunięcie brexitu z 12 kwietnia na 31 października. To zgodne z pomysłem Donalda Tuska „odroczenie elastyczne”, bo jeśli Brytyjczykom uda się wcześniej ratyfikować umowę rozwodową, to także wcześniej wyjdą z UE.

Ale jeśli pozostaną członkami Unii do 23 maja (na co się teraz zanosi), będą musieli przeprowadzić wybory do Parlamentu Europejskiego. Gdyby tego nie zrobili, zostaliby usunięci z Unii już 1 czerwca. Rząd Wielkiej Brytanii zobowiązał się do „lojalnej współpracy” w ramach Unii, co oznacza m.in. niekorzystanie z prawa weta podczas negocjacji o budżecie na lata 2021–27.

Czytaj też: Czy Unia zgodzi się na odsunięcie brexitu i o ile

Warunki brexitu

Unia zastrzegła, że w tym dodatkowym czasie nie będzie zmieniać obecnego projektu umowy brexitowej, w której Londyn gwarantuje zachowanie praw obywateli Unii mieszkających i pracujących na Wyspach, obiecuje stopniowe uregulowanie wszystkich długów wobec wspólnej kasy UE (40–60 mld euro). A także godzi się na „irlandzki bezpiecznik”, czyli na specjalne rozwiązania na rzecz uniknięcia pobrexitowych kontroli na granicy między unijną Irlandią i brytyjską Irlandią Północną (to one stały się główną przeszkodą dla ratyfikacji w Izbie Gmin).

Natomiast Unia jest gotowa do nawet bardzo szybkich zmian w towarzyszącej umowie „deklaracji politycznej”, która wskazuje główne kierunki rokowań traktatu o polityczno-gospodarczych relacjach UE–Londyn już po brexicie.

Czytaj też: Brytyjski parlament znów odrzuca wszystkie opcje brexitu

Będzie trzecie odroczenie?

Ale kiedy do tego brexitu dojdzie? Drugie odroczenie rozwodu, o którym zdecydowała Unia, nie zamyka drogi do trzeciego, czego zresztą nie chciał jednoznacznie wykluczyć Donald Tusk. Wielomiesięczna taktyka straszenia Brytyjczyków, że niewywiązanie się z ratyfikacji wynegocjowanej przez May umowy oznacza rychły i nieuporządkowany „brudny brexit”, zaczęła zwracać się przeciw krajom Unii.

W Brukseli jeszcze pod koniec marca przekonywano, że nie będzie kilkumiesięcznego „strategicznego odroczenia” bez jasnego i wiarygodnego uzasadnienia ze strony Londynu: planu przeprowadzenia powtórnego referendum, przyspieszonych wyborów parlamentarnych albo dobrze rokujących rozmów z opozycją na rzecz zatwierdzenia umowy. Ale choć May tego warunku nie spełniła (negocjacje z przywódcą labourzystów Jeremym Corbynem są w bardzo niepewnej fazie), to uzyskała dodatkowy czas.

Po kontynentalnej stronie La Manche zwyciężyły bowiem obawy przed kosztami „brudnego brexitu” – mniejszymi niż brytyjskie, ale i tak bardzo poważnymi m.in. dla Holandii, Niemiec, Danii.

Czytaj też: Radosław Sikorski o brexicie

Macron wolał szybciej

Przeciw długiemu odroczeniu samotnie wojował francuski prezydent Emmanuel Macron. Proponował odroczenie do 30 czerwca (paradoksalnie zgodnie z pierwotną prośbą May), ale jego opór doprowadził „tylko” do skrócenia o połowę aż rocznego odroczenia proponowanego przez Tuska.

Macron uważa, że lęk przed rychłym „brudnym brexitem” zmobilizowałby Izbę Gmin znacznie mocniej od oferty kolejnych długich miesięcy na wewnętrzne spory i głosowania Izby Gmin. Ponadto boi się, że zawieszony brexit będzie zatruwać Unię i paraliżować jej prace w innych dziedzinach.

Ale też przykręcenie śruby brexitowcom przez Macrona to – jak się wydaje – pośrednie nękanie mocno eurosceptycznej Marine Le Pen i jej towarzyszy. Los brexitowców ma być nauczką dla Francuzów. Pod wpływem brytyjskich kłopotów zarówno Le Pen, jak i część antyunijnych polityków z innych krajów UE już dawno zmieniła hasła o wychodzeniu z Unii na „zmienienie jej od środka”.

Czytaj też: Jakie wydarzenia doprowadziły do brexitu

A może fake brexit?

Donald Tusk nawet ostatniej nocy nie ukrywał, że jego „prywatnym marzeniem” jest odwołanie brexitu, co zgodnie z unijnymi traktatami Brytyjczycy mogą zrobić jednostronnie. Pod tym względem opinię zbieżną z szefem Rady Europejskiej mają m.in. władze Polski, a podobne głosy dochodziły ostatnio – przy powściągliwości Angeli Merkel co do takich deklaracji – od niektórych niemieckich ministrów.

Jak tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów, dla Polaków przeciąganie procesu rozwodowego z Londynem to pielęgnowanie wciąż istniejącego „cienia szansy” na rezygnację z wyjścia z UE. Zresztą Brytyjczycy już niedługo po referendum wymyślili i na to odrębną nazwę – „fake brexit”.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną