Na wspólnej konferencji prasowej z Donaldem Trumpem w środę przed Białym Domem Andrzeja Dudę zapytano, czy Polska „widzi w Rosji sojusznika czy przeciwnika”. Prezydent zaczął właściwie – mówił, że chcielibyśmy mieć w Rosji przyjaciela, bo jest to nasz „wielki sąsiad, (...) z potencjałem większym niż Polska pod każdym względem, z jednym, być może, wyjątkiem”. Jakim? „Sądzę, że jest w nas więcej odwagi, że jesteśmy dzielniejsi, odważniejsi i zdolni do walki aż do końca, nie bacząc na cokolwiek” (cytat za stenogramem angielskiego przekładu wystąpienia). Oj, czy się nie przesłyszeliśmy? Innymi słowy, jesteśmy odważniejsi, mężniejsi niż oni, Rosjanie, bo przecież tak można to było zrozumieć – ponieważ walczymy na maksa, na śmierć i życie?
Rosjanie słyną z męstwa
Uff! O Rosji wiele złego można powiedzieć, Rosjanie – zakładając, że takie generalizacje w ogóle są uprawnione – mają rozliczne wady, przede wszystkim skłonność do przyzwolenia na brutalne, despotyczne rządy, co jest spadkiem po najeździe i dominacji tatarskiej, oraz paranoiczną obsesję okrążenia, również dziedzictwo tragicznej historii obcych inwazji z zachodu – w tym i z Polski. Ale sugerować, że do najwyższego męstwa nie jest zdolny naród, który w czasie II wojny światowej stracił ponad 20 mln ludzi, którego setki tysięcy żołnierzy zginęły w Stalingradzie, przeważając tym szalę na korzyść aliantów, i w innych bitwach na froncie wschodnim, to co najmniej skrajnie niemądry nietakt.
Atak poniżej pasa sprawił, że kurtuazyjne słowa Dudy o woli przyjaźni straciły wartość. Rosjanie, szczególnie wrażliwi na krytykę raniącą ich dumę, gafy nie zapomną. Od prezydenta RP można by wymagać lepszego wyczucia dyplomacji. Ale czy rzeczywiście? Nie pierwszy raz okazało się, niestety, że kiedy Duda mówi od siebie, bez kartki, grożą kłopoty.
Wypowiedź Dudy utrwala stereotyp Polaków
Słowa o tym, jak to „jesteśmy mężniejsi”, można by ostatecznie zbagatelizować jako niewinne potknięcie bez znaczenia. Bo po nich nastąpił dłuższy wykład na temat uratowania Europy od komunizmu dzięki zwycięstwu nad bolszewikami w 1920 r., bohaterstwa Polaków w czasie II wojny i zniewolenia potem Polski przez ZSRR. Opinii publicznej w USA należy o tym przypominać, bo książki Normana Daviesa i Timothy Snydera czytają tylko elity, a historyczna ignorancja mas jest ogromna. Lekcja miała sens, bo konferencję w całości transmitowała telewizja CNN. Tyle że zaraz po megalomańskim i antyrosyjskim lapsusie Dudy Amerykanie – może nie wszyscy, ale wielu – mogli ją odebrać inaczej, niż powinni: nie jako rzeczowe przypomnienie, jak było, tylko emocjonalną erupcję skarg i żalów narodu wiecznie pokrzywdzonego, umęczonego przez historię, a zwłaszcza Rosję.
Czyli zgodnie ze stereotypem Polski jako kraju zwróconego w przeszłość, chorującego na rusofobię i domagającego się zadośćuczynienia od innych z racji swych krzywd i zasług dla ludzkości. Takie wystąpienia, jak Dudy na konferencji z Trumpem, podobają się u nas w kraju, ale nie za bardzo poza jego granicami.