Tekst ukazał się na łamach dwutygodnika „Forum” »
***
Jest 1 w nocy, Levis Osorio Andino zostaje wyrwana ze snu. Strażniczka więzienna szarpie ją za ramię: 494, wstawaj! Już czas!
Półprzytomna Levis pakuje rzeczy i wychodzi na korytarz. Od 56 dni nie widziała Samira, swojego sześcioletniego syna. Na początku czerwca ub.r., po tygodniach ucieczki udało im się w końcu przekroczyć Rio Grande. Po drugiej stronie rzeki teksańscy strażnicy graniczni wyrwali jej dziecko z ramion. Wtedy Ameryka stosowała politykę „zero tolerancji”, która przewidywała rozłączanie rodzin przybyłych uchodźców. Teraz niweluje chaos, który wywołała.
Kiedy ostatni raz Levis rozmawiała z synem, usłyszała, że Samir nie chce opuszczać domu w Phoenix, w którym go umieszczono. Strażniczka popycha kobietę do pomieszczenia bez okien. Mówi, że Samir zaraz przyjdzie, poszedł tylko do toalety. Levis zapada się w krzesło, trzęsie się. Otwierają się drzwi i staje w nich Samir. Za rękę trzyma pracowniczkę socjalną. Ma na twarzy zastygły, bezzębny uśmiech.
– Samir, kochanie, jak się czujesz? – pyta Levis.
– Nie wiem, kim jesteś – odpowiada chłopiec.
Levis robi krok w jego stronę, chłopiec odsuwa się.
– Samir, kocham cię – mówi Levis.
– Nie jesteś moją matką – odpowiada dziecko.
Levis mówi o tym spotkaniu, siedząc kilka godzin później nad talerzem ryżu. Ma 26 lat, pochodzi z miasta El Porvenir w Hondurasie. Jest śliczną kobietą o migdałowych oczach. Próbuje znaleźć słowa na coś, co jest dla niej najgorszym koszmarem, co chwila wybucha płaczem. Obok niej Samir zatopiony jest w grze na telefonie.