Argentyńczycy bez prądu obudzili się w niedzielę rano. O 7:07 czasu lokalnego (12:07 w Polsce) rozpoczął się blackout, który władze w Buenos Aires nazwały „bezprecedensowym”. Sieć energetyczna, która jest odpowiedzialna za wytworzenie i dostarczenie prądu dla kraju, ale też niektórych przygranicznych miast w Paragwaju, Brazylii i większości Urugwaju, została automatycznie wyłączona z powodu ryzyka przeciążenia.
60 mln osób w ciemności i ciszy
Jak poinformowało kierownictwo Edesur, narodowego operatora energetycznego, blackout wywołał wewnętrzny system bezpieczeństwa. Zareagował na sygnały wskazujące na możliwą niewydolność dwóch elektrowni na północnym wschodzie kraju: Yacyreta i Salto Grande. Ponieważ razem z elektrowniami ulokowanymi wzdłuż atlantyckiego wybrzeża te dwie stacje stanowią najważniejsze elementy sieci energetycznej, jednoczesna awaria mogłaby doprowadzić do ogromnych zniszczeń w całej infrastrukturze przesyłowej. Dlatego system odciął prąd automatycznie, pogrążając niecałe 60 mln osób w ciemności i ciszy.
Sprawność sieci przywrócono na krótko w okolicach południa, ale kilka godzin później prąd znów odcięto. Władze nie były bowiem do końca pewne, co spowodowało aktywację systemu bezpieczeństwa. Mimo oficjalnej technicznej diagnozy nadal zresztą spekuluje się, czy blackoutu nie wywołała interwencja osób trzecich. Gustavo Lopetegui, minister energetyki, powiedział, że władze federalne nie wykluczają na obecnym etapie żadnej hipotezy, łącznie z cyberatakiem.
Czytaj także: Kryzys w kraju papieża
Nie ma budżetu na rozwój infrastruktury w Argentynie
Prąd przywrócono w większości gospodarstw domowych i praktycznie całym Urugwaju w niedzielę wczesnym wieczorem.