Doroczny spektakl, którego głównym bohaterem jest Władimir Putin, dobiegł końca. 17. odsłona „Linii bezpośredniej”, podczas której teoretycznie każdy mieszkaniec Rosji może zadać pytanie prezydentowi, trwała ponad cztery godziny. Przeciętny widz prokremlowskich kanałów miał szansę w zintensyfikowanej formie „przekonać się”, że Rosja widziana na ekranie jest „prawdziwsza”, ale niemal pod każdym względem inna od tej za oknem.
Czytaj także: Do Moskwy wróciła doktryna Breżniewa
Topnieje publiczność i poparcie dla Putina
Z roku na rok oglądalność „Linii bezpośredniej” maleje, podobnie jak poparcie dla prezydenta. Mimo manipulacji prokremlowskiego WCIOM (Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej), zapewnień, że Putin cieszy się ponad 70-proc. poparciem, a program będzie oglądać co najmniej 80 proc. obywateli, sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Trudno nagiąć sondaże tak, by zadowoliły prezydenta, ale i przystawały do rzeczywistości.
Kilkumilionowa pula pytań sprzed kilku lat, kierowanych do Władimira Władimirowicza w dużej mierze przez scenarzystów, ale też wierzących w ideę „Linii bezpośredniej” obywateli, to dzisiaj już tylko pieśń przeszłości. Miliony zredukowały się do, według różnych źródeł, kilkuset tysięcy, w porywach miliona pytań.
O dziwo zabrakło tych, na które najtrudniej byłoby odpowiedzieć, zachowując pozory polityka „bliskiego ludowi”, a które w ostatnim czasie interesują Rosjan najbardziej. Putin nie musiał więc wyjaśniać ani składać deklaracji w sprawach takich jak poligony śmieciowe w obwodzie archangielskim, przeciw którym protestują tysiące osób w kraju, brutalne zatrzymania i nieuzasadniona przemoc policji podczas