Czarne krzyże na pancerzach wyłaniające się z nocnych ciemności budzą jak najgorsze skojarzenia. Głośne komendy po niemiecku i ciche szwargotanie żołnierzy w niemieckich mundurach – mogą wywołać ciarki. Chrzęst czołgowych gąsienic na drodze prowadzącej przez polsko-niemiecką granicę to przecież koszmar. A jednak kolumnę ubezpiecza polska żandarmeria wojskowa, a niemieccy czołgiści to sojusznicy. Przyjechali ćwiczyć obronę terytorium NATO, więc również Polski. Celem jest poligon w Świętoszowie, po niemiecku Neuhammer.
Czytaj także: Wojsko dostało rozkaz. Oszczędzać!
Alarm
Wszystko zaczęło się tydzień wcześniej. Siły szybkiego reagowania NATO, w tym roku dowodzone i obsadzone głównie przez Niemców, dostały rozkaz alarmowego wyjścia na polski poligon. 9. brygada pancerna stacjonuje aż w Munster, w dolnej Saksonii, między Hamburgiem i Hanowerem. Daleko. Ale natychmiastowa gotowość oznacza, że pierwszy batalion kilkuset żołnierzy i przyczółek dowodzenia wraz z łącznością ma być na miejscu w 48 godzin – gdziekolwiek w promieniu 6 tys. km od Brukseli. Reszta ośmiotysięcznej „szpicy” ma na to kolejne pięć dni. Teorię trzeba sprawdzać i od tego są ćwiczenia Noble Jump, w tym roku przeprowadzone w Polsce.
W Muster 9. brygada załadowała czołgi i transportery opancerzone na kolejowe platformy, a resztę sprzętu do niemal tysiąca ciężarówek i innych pojazdów. W tym samym czasie z krajów wspierających Niemcy w tegorocznej rotacji „szpicy” – Norwegii i Holandii – wyruszyły osobne transporty: morzem, koleją, drogami, samolotami.