Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Ile i jak tak naprawdę zarabia monarchia brytyjska

Królowa Elżbieta II Królowa Elżbieta II Chairman of the Joint Chiefs of Staff / Flickr CC by SA
Dwór królewski jak co roku ogłosił raport o swoich finansach, ale oficjalne koszty to tylko część prawdy. Brytyjska monarchia to przedsiębiorstwo sporo droższe, za to przynoszące ogromne zyski.

W połowie czerwca, jak każe prawo i tradycja, dwór królewski ogłosił raport o swoich finansach, przychodach i wydatkach za poprzedni rok. Poddani Elżbiety II mogą go przeczytać w internecie, zapoznając się z najdrobniejszymi szczegółami. Tyle że oficjalne koszty to tylko część prawdy – monarchia jest przedsiębiorstwem sporo droższym, ale i przynoszącym wielkie zyski.

Jaki majątek ma królowa Elżbieta II

Niezwykła monarchia, największy królewski show świata, musi kosztować. Oficjalnie niewiele ponad funta rocznie na statystycznego Brytyjczyka, czyli bardzo mało, tyle co litr mleka czy chleb. Królowa jest wynagradzana trochę jak menedżerka – otrzymuje 15 proc. od dochodów uzyskiwanych przez Dobra Koronne, które dziś już tylko formalnie do niej należą. Ostatnio zwiększono te wypłaty do 25 proc., by sfinansować remont Buckingham. W roku finansowym 2017/2018 monarchini dostała więc ok. 76 mln funtów. Dużo i mało.

Do kasy królowej (i jej syna) wpływają osobno dziesiątki milionów dochodów z wielkich prywatnych dóbr Lancaster oraz Cornwall (należących do księcia Karola). Elżbieta II ma poza tym prywatny majątek szacowany na nieco ponad 300 mln funtów (m.in. na kontach w rajach podatkowych, co wywołało spore kontrowersje w 2017 r.). Sporo z niego wydaje, by zapewnić właściwy poziom funkcjonowania i remontów swoim licznym rezydencjom. W sumie monarchia jest dość tania – jak na możliwości 66 mln poddanych. Tyle że to nie wszystkie koszty.

Czytaj także: Dlaczego brytyjska rodzina królewska nie używa swojego nazwiska?

Ile jest warta monarchia brytyjska

Według szacunków antymonarchistycznej organizacji Republic co roku na utrzymanie Windsorów potrzeba aż 345 mln funtów. To już ok. 5 funtów na poddanego, czyli kilkanaście milionów funtów na każdego udzielającego się publicznie członka rodziny królewskiej, promującego swą aktywnością nie tylko monarchię, ale i całą Wielką Brytanię.

Koszty, jeśli wierzyć Republic, uwzględniają m.in. gigantyczne nakłady na ochronę (ponad 100 mln funtów), dodatkowe nakłady na remonty (30 mln funtów) i wydatki związane z wizytami królowej i członków królewskiej rodziny (20 mln funtów).

Przy tym roczne zyski brytyjskiej gospodarki wynikające z istnienia najsłynniejszej monarchii świata wynoszą dziś, według niektórych ekspertów, aż 1,8 mld funtów. Jak to ujął celnie ojciec królowej Elżbiety Jerzy VI: „Nie jesteśmy rodziną, tylko firmą”. I to jaką!

Z pielgrzymką do Windsoru, z wizytą w Buckingham

Gdyby rodzina Windsorów weszła na giełdę i sprzedawała pakiety akcji, z pewnością nie zabrakłoby chętnych. Na czym zarabia królewski brand? Przede wszystkim na turystyce. To ostatnia „żywa” monarchia Zachodu – prawdziwa, wciąż potężna i najlepiej znana. Opowieść o Windsorach jest od ponad pół wieku medialną „soap operą” cywilizacji zachodniej (mówił tak o niej sam książę Karol). Bajka o romansie Harry’ego z Meghan, tak jak kiedyś małżeństwo Karola z Dianą, pozwala przeciętnym Anglikom, Szkotom, Walijczykom, a nawet Amerykanom zapomnieć o bolączkach codzienności.

Podobną funkcję terapeutyczno-religijną monarchia pełni w wielu krajach Europy, także w coraz mniej katolickiej Polsce. Niektórzy bezwzględni brytyjscy satyrycy sugerują wręcz, że w naszej laickiej epoce opowieść o dzieciach Windsorów zastąpiła wielu obojętnym religijnie ludziom nieco „przestarzałą” opowieść o dzieciątku Jezus. Przyjazd do Londynu czy Windsoru jest jak podróż do swoistej ziemi świętej, gdzie rodzą się kolejne „royal babies”. Do miejsc, gdzie cierpiała „święta” księżna Diana.

Turyści, jak my wszyscy, najbardziej lubią „piosenki, które już znają”. Marzą więc o zajrzeniu za kulisy. Wielu przybyszów, zapewniających Wielkiej Brytanii zyski w wysokości 26 mld funtów rocznie, przybywa tu z pewnością głównie po to, by obejrzeć uroczystą zmianę warty przed Buckingham albo podpatrzeć supercelebrytów: królową, księcia Karola, Kate albo Meghan (jest taki moment w roku, że można zamówić krótką wizytę w pałacu – korzystają z tej opcji setki tysięcy turystów).

Jaką część wielomiliardowych dochodów z turystyki Wyspiarze zawdzięczają Elżbiecie II i jej „firmie”? Można to tylko ostrożnie szacować. Według Brand Finance zyski sięgają aż 535 mln funtów.

Buckingham PalacePixabayBuckingham Palace

Rodzi się „royal baby”, kwitnie interes

Nieco łatwiej policzyć zyski brytyjskich firm, chcąc nie chcąc reklamowanych przez poszczególnych członków rodziny. Tzw. efekt Kate przyniósł markom odzieżowym 150 mln funtów, a „efekt Charlotte” (ubranka i gadżety takich marek jak Crocs, Rachel Riley i dom towarowy John Lewis) – 100 mln. Każde „royal baby” to dla gospodarki czysty interes. Sam ślub Meghan i Harry’ego w maju 2018 r. przyniósł Wyspiarzom ponad pół miliarda funtów ze sprzedaży miejsc w hotelach, biletów i pamiątek.

Dochodzą do tego królewskie licencje na produkty. Dżemy, herbatki i herbatniki nie sprzedawałyby się tak dobrze, gdyby zamiast królewskiego herbu na opakowaniach widniało logo pałacu prezydenckiego. Zyski? Według Brand Finance (2015) – aż 134 mln funtów.

Nie wolno zapominać o organizacjach charytatywnych. Aż 3 tys. grup wspomaganych jest przez rekomendację królowej lub członka rodziny Windsorów. Zbierają 1,4 mld funtów na takie cele jak pomoc osobom chorym, szukającym pracy, wykształcenia itd.

A gdyby przekształcić Wielką Brytanię w republikę?

Do zysków generowanych przez monarchię można dodać dochody z rozległych Dóbr Koronnych (Crown Estate), którymi administruje Elżbieta II. To w sumie blisko 300 mln funtów. Tylko nikła część (wspomniane 25 proc.) finansuje rodzinę. A gdyby przekształcić kraj w republikę i znacjonalizować wielkie posiadłości rolne, pieniądze i tak trafiałyby do budżetu państwa (minus koszty zarządu). Można więc odjąć tę kwotę od zysku 1,8 mld.

Działacze grupy Republic twierdzą tymczasem, że błogosławiony wpływ monarchii na gospodarkę to… mit. „Atrakcje turystyczne należą przecież do narodu. Gdyby zlikwidować monarchię, nic by się nie zmieniło” – przekonuje Graham Smith z Republic. Ma silny argument zza kanału La Manche: Paryż i pałac Wersalski przyciąga miliony turystów rocznie, choć nie rezydują w nim królowie ani książęta.

Na razie antymonarchistyczne przekonania i emocje Republic podziela tylko 21 proc. Brytyjczyków. Zwolenników utrzymania monarchii jest 69 proc., a tylko 11 proc. ankietowanych przez instytut YouGov (2018) nie ma w tej sprawie zdania.

Marka brytyjska warta nawet 70 mld funtów

Rozstrzygającym argumentem w dyskusji musi być chyba fakt, że brytyjska marka królewska jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie. Rozmaite instytuty badawcze próbują oszacować jej wartość. „Królowa jest symbolem długowieczności, stabilności i zaufania” – twierdzi Rita Clifton, brytyjska ekspertka od brandingu i reklamy. I trudno się z nią nie zgodzić. Inna rzecz to rzeczywista wartość brandu. Eksperci mówią o 40, a nawet ok. 70 mld funtów (Brand Finance podaje 67,5 mld).

Na nieco mniej niż połowę kwoty składają się dobra materialne będące w posiadaniu Windsorów, m.in. kolekcja królewska, klejnoty koronne (25 mld funtów), dobra księstw Kornwalii i Lancaster oraz wspomniane posiadłości koronne (Crown Estate). Od czasów Jerzego III dochody z nich czerpie skarb państwa, choć tytularnie należą do monarchy i są przez niego dziedziczone.

Drugą część gigantycznej sumy stanowi potężna siła reklamowa. Jej świadectwem są coroczne dochody ze sprzedaży wycieczek, filmów historycznych, płatków śniadaniowych, czekoladek, talerzy i dziecięcych ubranek z herbem „firmy” Elżbiety II. Brand Windsorów ma też korzystny wpływ na inne snobistyczne marki brytyjskie, takie jak Fortnum&Mason. Tylko szaleniec chciałby zwijać tak dochodowy interes.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną