Kandydatura Sassoliego to rezultat buntu w centrolewicowej frakcji S&D, która wczoraj późnym wieczorem odrzuciła sugestie premierów i prezydentów z brukselskiego szczytu UE, by na szefa Parlamentu Europejskiego wybrać Bułgara Sergeja Staniszewa. W kadrowej układance, którą ogłosił wczoraj Donald Tusk po szczycie, nie ma bowiem nikogo z Europy Środkowo-Wschodniej. Nową szefową Komisji Europejskiej ma zostać Niemka Ursula von der Leyen, przewodniczącym Rady Europejskiej – Belg Charles Michel, szefem dyplomacji – Hiszpan Josep Borrell, a prezes Europejskiego Banku Centralnego – Christine Lagarde. Równowaga, którą od pięciu lat zapewnia sam Tusk prowadzący szczyty UE, teraz zupełnie znika.
Ratunkiem miał być Staniszew, ale europosłowie – głównie z unijnego Południa – przeforsowali członka włoskiej partii Demokratycznej Sassoliego jako kandydata S&D na najbliższe 2,5 r. Sassoli wygrał dziś w drugiej rundzie głosowań – zdobył 345 głosów (przy wymogu co najmniej 334 głosów), podczas gdy Czech Jan Zahradil (wystawiony przez klub konserwatystów) dostał 160 głosów, a niemiecka Zielona Ska Keller 119 głosów. Kadencja Sassoliego potrwa 2,5 roku. Na fotelu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego zastąpił innego – tym razem centroprawicowego – Włocha Antonia Tajaniego, co pokazuje, że w Unii istnieją nacje potrafiące się bić o wpływy w Unii.
Polacy fatalnie negocjowali
Uderzający brak polityków z młodszej części Unii na głównych stanowiskach (być może skończy się na Słowaku Maroszu Szefczowiczu jako jednym z wiceprzewodniczących Komisji Europejskiej) to m.in.