Dlaczego przyszła szefowa Komisji Europejskiej jest tak łagodna ws. praworządności?
Parlament Europejski ma w przyszłym tygodniu głosować w sprawie zatwierdzenia kandydatury Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej, którą na początku lipca zaproponowali przywódcy krajów Unii na szczycie.
Von der Leyen, niezależnie od frekwencji na posiedzeniu europarlamentu, potrzebuje głosów ponad połowy składu izby. Spotykała się w tych dniach w Brukseli z niemal wszystkimi frakcjami, ale tylko część zdecydowała się na transmisję tych dyskusji. Debatę zamkniętą dla postronnych prowadziły dwie największe frakcje (centroprawicowa Europejska Partia Ludowa oraz centrolewicowa S&D), a także klub konserwatystów zdominowany przez PiS.
Łagodny ton Ursuli von der Leyen
Kombinacja wiadomości z upublicznionych wysłuchań von der Leyen (formalnie wciąż szefowej niemieckiego MON), a także przecieków zza zamkniętych drzwi pokazuje centroprawicową kandydatkę z samego środka głównego nurtu unijnego, ale ze skłonnością (a może z niezbędną w jej wypadku umiejętnością?) do przesuwania akcentów w zależności od słuchaczy.
Podczas dyskusji z nadal niepotrafiącą odżałować porażki kandydatury Fransa Timmermansa centrolewicą von der Leyen miała wypowiadać się kategorycznie w sprawie państwa prawa. Jednak z klubu konserwatystów dochodziły – również z dość wiarygodnych źródeł spoza PiS – przecieki, że von der Leyen mówi o ewentualnym dyscyplinowaniu krajów łamiących praworządność językiem bardzo złagodzonym, na pewno mocno odbiegającym od nastawienia Timmermansa.