Postanowienie podpisane na fali gruzińskich protestów przez Władimira Putina, zgodnie z którym rosyjskie linie otrzymały zakaz latania do Gruzji, rozszerzone następnie przez ministra transportu na linie gruzińskie, weszło w życie 8 lipca. I już teraz przynosi obu krajom ogromne straty.
Szacuje się, że rosyjskie firmy lotnicze stracą ok. 3 mld rubli, zaś Gruzja, popularne miejsce wypoczynku – ok. 710 mln dol. Szczególnie silnie odczują to najbiedniejsi, utrzymujący się przeważnie ze świadczenia usług turystycznych. W obu krajach ucierpią też diaspory – rosyjska w Gruzji i gruzińska w Rosji. Podróż do ojczyzny stała się dla ich przedstawicieli wyzwaniem.
Czytaj także: Gruzja jest mężczyzną
Za co Kreml karze Gruzję?
Nie są to jedyne konsekwencje zaostrzenia wzajemnych stosunków. Pod koniec czerwca pojawiły się pierwsze sygnały świadczące o tym, że Kremlowi zależy na dotkliwszym ukaraniu gruzińskiej opozycji za antyrosyjskie protesty i wyraźnie proeuropejską retorykę.
Za pretekst do rozszerzenia sankcji posłużyła Rosji wypowiedź dziennikarza Gieorgija Gabunjia, który w programie na żywo w telewizji Rustawi 2 wulgarnie skomentował Putina i jego rodziców. Program zdjęto z anteny, a telewizja przerwała emisję na kilkanaście godzin. Prowadzący wzburzył część gruzińskiej opinii publicznej i został zawieszony w obowiązkach. Nie szczędziła mu krytyki prezydentka Salome Zurabiszwili, uważająca jego wypowiedź za „antypaństwową”, ani Michael Saakaszwili. Mimo to przedstawiciele Dumy, niepomni na płynące z Gruzji przeprosiny i apele, zaczęli planować dalsze kary, oskarżając Tbilisi o „szerzenie rusofobicznych nastrojów”.
Wśród sankcji zaproponowanych przez partię Jedna Rosja znalazły się m.in. zakaz wykonywania przelewów bankowych do Gruzji, sprowadzania popularnych win i wody mineralnej. Uderzyłoby to w Gruzję dotkliwie. Według danych Banku Centralnego w 2018 r. z Rosji do Gruzji wykonano przelewy w wysokości 631 mln dol., a wartość importowanej wody i win wyniosła odpowiednio 59 i 117 mln dol.
Czytaj także: Prorosyjski kurs byłych republik radzieckich
Młodzi Gruzini mają dość
Na sankcje nie zgodził się jednak wielkodusznie Putin, podkreślając, jak bardzo ceni i szanuje Gruzinów, których nie wolno karać tylko dlatego, że jedna osoba „coś chlapnęła”. Przychylił się więc do apelu Salome Zurabiszwili, która zwróciła się z prośbą, by „ignorować i nie odpowiadać na prowokacje radykałów”. Stanowisko prezydenta nie znalazło zrozumienia w Dumie, która dalej debatuje. Przedstawiciele gruzińskiej władzy mają tymczasem nadzieję na utrzymanie poprawnych wzajemnych stosunków.
W gruzińskim kotle cały czas się gotuje i zachowawcze wypowiedzi polityków, obawiających się jeszcze większych strat, nie oddają rzeczywistych nastrojów. Wycofanie z kin rosyjskojęzycznych filmów, usunięcie rosyjskich nazw z poszczególnych stacji metra świadczą o tym, że Gruzini, szczególnie młodzi, rzeczywiście mają dość rosyjskich wpływów, pragną Gruzji europejskiej, prozachodniej. Ze względu na silną polaryzację społeczeństwa nie nastąpi to jednak w najbliższym czasie. Starsze, mniej radykalne pokolenie obawia się pogłębienia konfliktu i strat.
8 lipca na ulice Tbilisi ponownie wyszli mieszkańcy miasta, dzieląc się na cztery różne frakcje. Pierwsza walczyła o prawa mniejszości LGBT, druga protestowała przeciw organizacji Parady Równości, trzecia przeciw „rosyjskiej okupacji”, a czwarta żądała zwolnienia Gieorgija Gabunija i Nika Gwaramija, dyrektora Rustawi 2. Według lokalnych mediów doszło do starć i ucierpiało kilkanaście osób. Nie obyło się bez zatrzymań.
Czytaj także: Jak Gruzini współpracują z Osetyjczykami
Gruzja państwem „problematycznym”
Zaostrzenie stosunków rosyjsko-gruzińskich nie zaskakuje i byłoby naiwnością upatrywać powodu tego stanu rzeczy w wystąpieniu Gawriłowa. Oficjalne stosunki dyplomatyczne zostały zerwane jeszcze w 2008 r. Gawriłow stał się tylko pretekstem do wszczęcia protestów, które zainicjowała młoda opozycja, zmęczona rządami partii Gruzińskie Marzenie i tęskniąca za Europą.
Zwolennicy byłego prezydenta Michaela Saakaszwilego, którego stosunek do Kremla jest dobrze znany, twierdzą zresztą, że partię władzy i Salome Zurabiszwili wybrano w sposób nieuczciwy. Co ciekawe, kiedy na ulicach Tbilisi pojawiły się tysiące protestujących przeciw „rosyjskiej okupacji”, Zurabiszwili skrytykowała ich, twierdząc, że w gruncie rzeczy działają na korzyść „wroga”, czyli Kremla.
Tymczasem władze Kremla, traktujące Gruzję jako państwo „problematyczne”, prowadzące do rosyjskich konfrontacji z Europą, wykorzystały taktycznie sytuację. O stosunku Rosji do Gruzji można było w ostatnich latach zapomnieć, uwagę skupiała Ukraina.
Czytaj także: Gruzja bliżej Rosji niż Unii Europejskiej?