Postawienie muru na południowej granicy, w domyśle głównego instrumentu walki z nielegalną imigracją z Meksyku i krajów Ameryki Centralnej, było jedną z najgłośniej artykułowanych obietnic Trumpa. Z każdym miesiącem w Białym Domu projekt zyskiwał na znaczeniu – imigranci stali się obsesją, wrogiem publicznym numer jeden i zagrożeniem dla całej amerykańskiej państwowości.
Trump przekonywał, że granica jest nieszczelna, niemożliwa do upilnowania tradycyjnymi metodami. Twierdził nawet, że przygraniczne pasy terytoriów Meksyku i USA to de facto strefa wojenna, gdzie prawo nie obowiązuje. Między innymi dlatego jesienią ubiegłego roku wysłał tam niemal 10 tys. żołnierzy, członków personelu wojskowego i Gwardię Narodową, choć ci publicznie skarżyli się, że w Teksasie nie ma co robić, ich służba jest stratą czasu i pieniędzy i bardziej przydaliby się gdzie indziej.
Czytaj także: Fakty i mity o amerykańskiej granicy
Wielka zrzutka na mur Donalda Trumpa
Ubiegłotygodniowa decyzja Sądu Najwyższego zbliża prezydenta do budowy muru. Do tej pory sądy różnych instancji stanowiły dla niego w tej sprawie raczej zaporę nie do przejścia. Problematyczna była zwłaszcza idea wykorzystania w tym celu środków z budżetów różnych departamentów i agend federalnych. Na mur miały się zrzucić m.in. Departament Skarbu, Pentagon, Izba Celno-Migracyjna (ICE) i Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Budżety były jednak dawno dopięte i rozpisane na konkretne inwestycje. Finansowanie muru stało się ćwiczeniem z kreatywnej księgowości – komu zabrać, co i gdzie przesunąć. I tak w przypadku wspomnianych 2,5 mld z Departamentu Obrony pieniądze na zaporę przeniesiono z funduszy na podwyżki dla oficerów armii i dodatkowe programy szkoleniowe dla żołnierzy jadących na zagraniczne misje.
Przeciw takim manewrom od początku protestowała Amerykańska Unia Praw Obywatelskich (ACLU), pozarządowa organizacja broniąca praw człowieka i jeden z głównych sądowych przeciwników administracji Trumpa. W dwóch niezależnych pozwach rozpatrzonych w czerwcu przez sąd rejonowy w Oakland w Kalifornii ACLU dwukrotnie wygrało z Białym Domem.
Sędzia Haywood S. Gilliam Jr. orzekł, że przesunięcie tak dużych pieniędzy na budowę muru jest niezgodne z prawem. I to mimo że w związku z mocno wyimaginowanym „kryzysem na granicy” Trump ogłosił stan wyjątkowy. Zamiast tego zaproponował użycie nieco ponad połowy kwoty – 1,375 mld, „sumą mniej rażącą i łatwiejszą do uzasadnienia prawnie”.
Czytaj także: Trump przekonuje Amerykanów do muru. Zabrzmiało nieszczerze
Triumfalny marsz w stronę muru
Decyzja sądu z Oakland i tak jest już historią – werdykt Sądu Najwyższego ją unieważnia. Pięciu sędziów zgodziło się na użycie pieniędzy Pentagonu. Przeciw głosowały nominatki demokratów i prawnicze ikony walki z Trumpem: Ruth Bader Ginsburg, Sonia Sotomayor i Elena Kagan. Zdanie odrębne wyraził liberał Stephen Breyer, który zaproponował umożliwienie prezydenckiej administracji rozpoczęcie negocjacji umów z wykonawcami, jednak bez jednoznacznej zgody na start budowy muru. Przy pięciu głosach za uchyleniem decyzji z Oakland ten plan zajął tylko miejsce na didaskaliach sporu o politykę migracyjną.
Dla Trumpa ten werdykt jest absolutnie przełomowy. 2,5 mld dol. pozwoli rozpocząć budowę, jest też bramą do dalszego zawłaszczania środków publicznych w tym celu. Jak wynika z dostępnych planów, Biały Dom chce wykorzystać do postawienia muru 6,7 mld z budżetów różnych jednostek rządu federalnego (spekuluje się, że kwota może wzrosnąć do 12 mld). Mając po swojej stronie orzecznictwo Sądu Najwyższego, prezydent może zacząć triumfalny marsz.
Czytaj także: Jak konflikt o mur sparaliżował USA
Opozycja zawalczy z Trumpem przed sądami
Nie znaczy to jednak, że opozycja składa broń. Wręcz przeciwnie – zarówno ACLU, jak i demokraci z Senatu i Izby Reprezentantów zapowiedzieli, że to dopiero początek długiej sądowej ofensywy. Wprawdzie nie udało się wstrzymać budowy z powodów administracyjno-finansowych, ale nie oznacza to, że nie uda się znaleźć haka gdzie indziej. A potencjalnych płaszczyzn do starć nie brakuje.
Organizacje pozarządowe biją na alarm m.in. w kwestii konsekwencji środowiskowych. Budowa zakłóciłaby gospodarkę wodną w tym regionie i naturalne szlaki migracyjne zwierząt. Z kolei kongresmeni Partii Demokratycznej są zdania, że zagarnianie przez Trumpa środków na zaporę podpada pod użycie publicznych pieniędzy niezgodnie z przeznaczeniem. I mają po swojej stronie bardzo silny argument – blokowanie federalnego budżetu.
Kiedy dyskusja o znalezieniu pieniędzy na budowę ostatni raz przetoczyła się przez Izbę Reprezentantów, brak porozumienia obu partii skończył się trwającym 35 dni przymusowym zawieszeniem prac wszystkich instytucji federalnych w kraju. Finansowy pat w końcu przełamano, ale od tego czasu demokraci w kwestii polityki imigracyjnej Trumpa stali się jeszcze bardziej radykalni.
Czytaj także: Migranci cierpią i bez muru Trumpa
Mur na granicy, narzędzie walki z uchodźcami
Polityczki takie jak Alexandria Ocasio-Cortez i Ilhan Omar, które pochodzą z mniejszościowych grup etnicznych i jednogłośnie sprzeciwiają się budowie muru czy deportacyjnym nalotom ICE, z wstrzymania realizacji projektu muru uczyniły wręcz główny cel swej działalności. Dość nieoczekiwanie w sukurs przychodzi im starsze pokolenie w partii. Przewodnicząca Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi nazwała plan przesuwania środków publicznych „niezgodnym z konstytucją” i zapowiedziała, że osobiście wesprze wszystkie sądowe działania przeciw rozpoczęciu budowy.
Tymczasem Trump krok po kroku realizuje swój migracyjny cel. Przychylna decyzja Sądu Najwyższego to tylko najnowszy z całej serii prawno-dyplomatycznych sukcesów na tej arenie. Najpierw, grożąc wojną celną, skutecznie wymusił na władzach Meksyku zwiększenie liczebności sił federalnych wzdłuż granicy. Kilka tygodni temu podpisał z kolei porozumienie z prezydentem Gwatemali Jimmym Moralesem – na mocy umowy migranci chcący dostać się do USA będą musieli najpierw ubiegać się o azyl właśnie w Gwatemali. Dla Trumpa to jednak półśrodki. Bo, jak wiadomo, żaden instrument polityki migracyjnej nie powstrzyma uchodźców tak skutecznie jak kilkumetrowy płot.
Czytaj także: Polityka migracyjna Trumpa to dziś separacja dzieci od rodziców