Świat

Z biurka Putina

Eksfiltracja. Jak przepadł szpieg, który pracował dla Amerykanów „od dekad”

Amerykańska agencja CIA obawiała się, że agent może zostać zdemaskowany przez prezydenta USA. Amerykańska agencja CIA obawiała się, że agent może zostać zdemaskowany przez prezydenta USA. Getty Images
Wywiad USA ewakuował z Kremla jednego ze swoich najlepszych agentów. Amerykanie bali się, że wydać go może... prezydent Trump.
Oleg Smolenkow pracował dla Amerykanów od lat. O jego pozycji świadczyło to, że mógł robić zdjęcia dokumentów trafiających bezpośrednio do Putina.AN Oleg Smolenkow pracował dla Amerykanów od lat. O jego pozycji świadczyło to, że mógł robić zdjęcia dokumentów trafiających bezpośrednio do Putina.

Ze zdjęć patrzy mężczyzna przypominający nieco Anatolija Kaszpirowskiego, który pod koniec lat 80. hipnotyzował miliony Polaków. Nic nie wiadomo o tym, by 50-letni Oleg Smolenkow miał podobne umiejętności, ale z pewnością posiadał atuty, które przyciągnęły uwagę amerykańskiego wywiadu i zmieniły jego życie. Na pewno wpłynęły na losy świata i rzuciły kolejny cień na prezydenta USA Donalda Trumpa.

Ta historia zaczyna się w słynącym z piaszczystych plaż adriatyckim miasteczku Tivat w Czarnogórze. To dla wielu Rosjan miejsce letniego wypoczynku – w sezonie czartery z podmoskiewskiego lotniska Domodiedowo lądują nawet po kilka razy dziennie. Właśnie tam pewnego czerwcowego dnia 2017 r. przyleciał 48-letni wówczas Oleg Smolenkow z żoną Antoniną i trójką dzieci w wieku od 2 do 13 lat. Kilka dni później wszyscy przepadli bez wieści.

Współpraca „od dekad”

Początkowo nie wywołało to alarmu, ale gdy ten zaufany współpracownik doradcy prezydenta Rosji do spraw międzynarodowych nie wrócił do pracy, rosyjskie służby wszczęły śledztwo, podejrzewając morderstwo. Niedługo potem zawiesiły je, ponieważ nabrały przekonania, że Smolenkowowie żyją i są poza Rosją. Prawdopodobnie już wtedy na Kremlu domyślano się prawdziwych przyczyn ich zniknięcia.

Musiały jednak minąć dwa lata, by los Smolenkowów częściowo się wyjaśnił. Niedługo po przylocie do Czarnogóry rodzina wsiadła na jacht i odpłynęła w nieznanym kierunku. Według źródła z miejscowych służb bezpieczeństwa, na które powołuje się „The Guardian”, chwilę wcześniej z Czarnogórcami skontaktowali się Amerykanie, mówiąc, że chcą dyskretnie zaokrętować kilka osób. Tak też się stało. Łódź odpłynęła bez przeszkód, prawdopodobnie do odległego zaledwie o nieco ponad 200 km włoskiego wybrzeża.

Polityka 40.2019 (3230) z dnia 01.10.2019; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Z biurka Putina"
Reklama