Austria może być ugruntowaną i stabilną demokracją, ale nastroje polityczne są w tym małym państwie bardzo niestabilne. Z jednej strony Austriacy mają jeden z najbogatszych i najbezpieczniejszych krajów globu, a Wiedeń jest regularnie określany jako najlepsze miasto do życia na świecie. Z drugiej – krajem często wstrząsają afery korupcyjne, a obywatele nie wahają się radykalnie zmieniać politycznych sympatii.
Austriacy wysyłają sygnał
Tak było i wczoraj, chociaż od poprzednich wyborów parlamentarnych minęły niespełna dwa lata. W tym czasie funkcjonowała koalicja centroprawicowej chadecji ÖVP i skrajnie prawicowych populistów FPÖ, która rozpadła się po ujawnieniu skandalicznych nagrań wideo. Wicekanclerz Heinz-Christian Strache, szef FPÖ, obiecywał osobie udającej bogatą Rosjankę z koneksjami rządowe kontrakty w zamian za pozytywne przedstawianie swojej partii w mediach. Skandal przeszedł już do historii jako afera z Ibizy, bo tam dokonano tajnych nagrań. Doprowadził do rozpadu koalicji i przyspieszonych wyborów.
Wygrał je zdecydowanie Sebastian Kurz, czyli przywódca ÖVP, pełniący do niedawna obowiązki kanclerza. Poparcie dla jego partii wzrosło z 31 do ok. 37 proc. Austriacy wysłali jasny sygnał: chcą, żeby ten młody polityk, który zdecydowanie zaostrzył politykę migracyjną, nadal kierował austriackim rządem. Tylko kto będzie jego nowym koalicyjnym partnerem?