W latach 30. XVIII w. rządząca Zjednoczonym Królestwem partia wigów postulowała reformę Kościoła Irlandii. Przyznanie większych swobód duchownym na należącej do Wielkiej Brytanii wyspie miało zapewnić wigom poparcie radykałów i elektoratu sprzeciwiającego się nadmiernym wpływom kleru. Plany rządu nie spodobały się królowi Wilhelmowi IV, który odwołał premiera Williama Lamba i powierzył opozycji misję tworzenia rządu mniejszościowego. To wtedy ostatni raz brytyjski władca zdymisjonował premiera z poparciem większości parlamentarnej.
Czytaj też: Sąd Najwyższy ratuje honor brytyjskiej demokracji
Wprowadził w błąd królową
Brytyjscy komentatorzy coraz częściej przywołują historię Lamba w kontekście bieżącego kryzysu politycznego na Wyspach. Boris Johnson przegrywa bowiem kluczowe głosowania w Izbie Gmin i traci poparcie wśród członków własnej partii. Działania premiera wywołały największy kryzys ustrojowy od lat, a medialne doniesienia z ostatnich dni otwierają nowy front konfliktu – tym razem na polu obyczajowym.
W niedzielę gazeta „The Sunday Times” zaatakowała Johnsona trzema artykułami. W pierwszym dziennikarze ujawnili, że szef rządu osobiście przeprosił królową Elżbietę II za doradzenie jej, by zawiesiła obrady Izby Gmin do 31 października. Chciał w ten sposób zapobiec blokadzie przez parlament ewentualnego brexitu bez umowy.
Plan okazał się niewypałem. Parlament i tak zdołał przegłosować ustawę zakazującą bezumownego brexitu, a Sąd Najwyższy orzekł, że zawieszenie parlamentu jest sprzeczne z prawem. Jako że w brytyjskim ustroju premier formalnie pełni funkcję doradcy królowej, wyrok sądu oznacza, że Boris wprowadził królową w błąd. Wystosowanie oficjalnych przeprosin jest więc dla niego upokorzeniem i przyznaniem się do braku kompetencji.
Czytaj także: Czy królowa Elżbieta mogła powstrzymać Johnsona?
Problemy obyczajowe i dotacja dla byłej modelki
W drugim artykule dziennikarka Charlotte Edwards przywołała historię ze spotkania z Johnsonem w 1999 r. Dzisiejszy premier, a ówczesny redaktor naczelny konserwatywnego pisma „The Spectator” miał obmacywać pod stołem Edwards i jeszcze jedną kobietę.
Trzeci tekst opowiada o latach 2012–14 i relacji Johnsona z byłą modelką i początkującą przedsiębiorczynią Jennifer Arcuri. Boris był wówczas merem Londynu, a firma Arcuri otrzymała od ratusza 126 tys. funtów dotacji. Arcuri była też zapraszana na zagraniczne misje handlowe organizowane przez Johnsona, mimo że skala jej działalności nie uprawniała do udziału w prestiżowych wyjazdach. Według „The Sunday Times” uprzywilejowanie Arcuri było efektem romansu polityka i przedsiębiorczyni.
Czytaj też: Wyciekł tajny raport o katastrofie po brexicie bez umowy
Czy złamie prawo i straci stanowisko?
Te zachowania Johnsona sprzed lat mogą odcisnąć największe piętno na reputacji premiera w ciągu najbliższych dni. Doniesienia „The Sunday Times” podważają wizerunek wiernego męża. Dotychczasowe zarzuty wobec skupiały się bowiem na kwestiach politycznych. Co prawda większość prawników, dziennikarzy i posłów opozycji uważało brexitowy plan za katastrofalny dla kraju, ale Johnson cieszył się poparciem wyborców popierających wyjście z UE za wszelką cenę. Rozlanie kryzysu na sferę światopoglądową zrazi do niego kobiecy i najbardziej konserwatywny elektorat.
W dłuższej perspektywie groźniejszy dla premiera jest jednak konflikt z królową. Elżbieta II już przed wyrokiem Sądu Najwyższego miała pytać swoich doradców o możliwość odwołania Johnsona ze stanowiska. Na razie scenariusz, w którym premier podzieli los Williama Lamba, nie jest bardzo prawdopodobny. Byłoby to wydarzenie bez precedensu za rządów Elżbiety II.
Sytuacja zmieni się, jeżeli Boris złamie prawo, a tak zostałoby potraktowane niewystosowanie listu do unijnych przywódców z prośbą o przesunięcie brexitu, jeśli nie uda mu się w tym miesiącu wynegocjować porozumienia z Brukselą i stolicami. A wówczas królowa mogłaby zdymisjonować premiera ze względu na działanie wbrew brytyjskiemu ustawodawstwu.
Czytaj też: Człowiek, który mówi Borisem