Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Sąd Najwyższy ratuje honor brytyjskiej demokracji. Co dalej z brexitem?

„Bezprawny, pozbawiony mocy sprawczej i niemający skutku” – tak Sąd Najwyższy ocenił decyzję Borisa Johnsona o zawieszeniu prac brytyjskiego parlamentu. „Bezprawny, pozbawiony mocy sprawczej i niemający skutku” – tak Sąd Najwyższy ocenił decyzję Borisa Johnsona o zawieszeniu prac brytyjskiego parlamentu. Forum
Boris Johnson znalazł się w matni bez wyjścia. Zostanie rozliczony, choć nie chce ustąpić. Czy przetrwa kilka następnych tygodni w fotelu szefa rządu?

Do Johnsona zbliża się wielki pająk „parlament”, którego zlekceważył i który zacznie teraz szukać zemsty. Ale najistotniejsze jest to, że niezależne sądownictwo ocaliło dobre imię jednej z najstarszych demokracji w Europie. Boris będzie musiał zmięknąć i liczyć się z posłami. A Brytyjczycy zapewne nie wyjdą z Unii Europejskiej bez porozumienia (no deal) już 31 października.

„Bezprawny, pozbawiony mocy sprawczej i niemający skutku” – tak brytyjski Sąd Najwyższy ocenił decyzję Johnsona o zawieszeniu prac parlamentu na pięć tygodni. To było jednogłośne orzeczenie 11 sędziów – dotkliwy cios, także prestiżowo, który może położyć Borisa na deski.

Czytaj także: Czy królowa Elżbieta mogła powstrzymać Johnsona?

Konstytucyjne trzęsienie ziemi na Wyspach

Mówi się czasem nieco cynicznie, że większość Anglików nie wierzy w Boga, bo zastępuje im go prawo. Decyzje sądów, zwłaszcza tego najwyższego, są szanowane i niepodważalne. Boris Johnson używał prerogatyw premiera, by działać niezgodnie z konstytucją dla własnego interesu politycznego. Władza sądownicza wymierzyła mu więc policzek, którego się nie spodziewał. W niektórych brytyjskich magazynach internetowych pojawiły się tytuły wieszczące „początek końca niefortunnego premierostwa Johnsona” („The Independent”). Fakt – Boris może nie przetrwać nawet następnych trzech tygodni.

Przypomnijmy: Johnson odebrał posłom co najmniej tydzień obrad we wrześniu. Mieli się zebrać dopiero dzień przed mową królowej, rozpoczynającą nową sesję i zaplanowaną na 15 października. Po decyzji Sądu Najwyższego parlament wznowi obrady. Może je zwołać samodzielnie spiker Izby Gmin John Bercow, choć niektórzy prorządowi prawnicy przekonywali, że nie obejdzie się bez aprobaty premiera. Blefowali.

Brytyjscy posłowie wracają do pracy

Bercow nakazał parlamentarzystom wrócić do pracy w środę 25 września o godz. 11:30. Już jutro mogłoby więc dojść do dramatycznej konfrontacji, której brytyjska demokracja nie pamięta od czasu konfliktów z królami w XVII w. Jest jednak jasne, że rząd Johnsona, postawiony pod ścianą, wolałby tego uniknąć.

Spiker Izby Gmin oznajmił, że posiedzenie na temat prorogacji sprzed dwóch tygodni było bezprawne, więc nie miało miejsca – formalnie obrady obu izb w ogóle nie zostały przerwane. Posłowie, w tym konserwatyści, sami zresztą wracali w międzyczasie do Pałacu Westminsterskiego. Jeden z polityków Partii Pracy już ostrzył sobie zęby przed planowaną zwykle na środę sesją pytań i odpowiedzi premiera, tak by „poddać kłamcę pod osąd publiczny”. Ale ten punkt programu zostanie jutro pominięty – Johnson jest teraz w USA.

Z kolei wznowienie obrad Izby Lordów „w najbliższym możliwym terminie” zapowiedział jej spiker lord Norman Fowler.

Czytaj też: Wyciekł tajny raport o katastrofie po brexicie bez umowy

Premier wprowadził w błąd królową Elżbietę

Co jeszcze oznacza orzeczenie Sądu Najwyższego? To choćby, że Boris Johnson pośrednio wprowadził w błąd królową Elżbietę II. Zwrócił się do niej z prośbą o akceptację planu zawieszenia prac parlamentu, tłumacząc, że to konieczne, bo sesja trwała rekordowo długo.

W normalnych warunkach brytyjskiej polityki takie oszustwo musiałoby się wiązać z dymisją. Tymczasem Johnson, przebywający w Nowym Jorku na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, zapowiedział buńczucznie, że nie ustąpi, bo obiecał Brytanii wyprowadzić ją z Unii 31 października. Mimo że, jak pamiętamy, obie izby parlamentu uchwaliły ustawę, która tego zakazuje.

Czy Boris Johnson przetrwa?

W środę Izba Gmin ma się zająć aferą, która uderza w premiera. Media oskarżają go o sprzeniewierzenie publicznych funduszy (100 tys. funtów), przekazanych Amerykance Jennifer Arcuri, biznesmence, modelce i jego kochance z czasów, gdy był merem Londynu. To może być kropla, która przeleję czarę goryczy. Brytyjczycy wiedzą, że politycy miewają bujne życie osobiste, ale nie akceptują kradzieży, korupcji i sentencji popularnej m.in. w Polsce, że każdy polityk to złodziej. Johnson, zaczepiany w tej sprawie w Nowym Jorku, odmawiał odpowiedzi, a potem zbył dziennikarzy i krótko wszystkiemu zaprzeczył.

Czy zatem odejdzie albo zostanie zmuszony do ustąpienia? Wezwali go do tego lider opozycji Jeremy Corbyn, szefowie Szkockiej Partii Narodowej i Partii Liberalno-Demokratycznej. A pamiętajmy, że konserwatywny gabinet Johnsona nie ma już większości. Problem w tym, że i kluczący w sprawie brexitu Corbyn nie ma na razie dużych szans na zdobycie większości głosów w Izbie Gmin. Co nie zmienia faktu, że wniosek o wotum nieufności, prowadzący np. do mianowania przejściowego premiera, i tak może zostać zgłoszony. Johnson znalazł się więc w pułapce, a Sąd Najwyższy zabronił mu ponownej prorogacji – może zawiesić parlament dopiero cztery–sześć dni przed mową królowej.

Jak podkreśla komentator „The Times” Daniel Finkelstein, Johnson i „muszkieterowie brexitu” będą teraz zarzucać sędziom, że stoi za nimi jakaś kabała przeciwników wyjścia ze wspólnoty. Boris – pisze Finkelstein – musi się zdecydować: kiedy ogłaszał zawieszenie obrad parlamentu, długo i z wielką pasją przekonywał, że nie ma to nic wspólnego z brexitem. To jak to w końcu jest?

„W konstytucji nastąpiło przesunięcie – ciężar decyzji spoczął na Sądzie Najwyższym. To duża zmiana. Do brytyjskiego prawa dopisano właśnie nowy rozdział” – komentował z kolei w Sky News wybitny ekspert i były dziennikarz BBC Joshua Rosenberg.

Czytaj także: Boris Johnson duszony w sosie własnym

Co teraz z brexitem?

Do 19 października Johnson musi porozumieć się z Unią w sprawie nowej wersji porozumienia wypracowanego jeszcze przez Theresę May. Szanse są mikroskopijne, zwłaszcza że Boris będzie teraz premierem malowanym. Nie może też liczyć na poparcie części posłów Partii Pracy. Datę 19 października wpisali do tzw. ustawy Benna posłowie i lordowie. Potem zadaniem Johnsona lub premiera tymczasowego będzie już tylko wynegocjowanie z Brukselą odroczenia brexitu do końca stycznia 2020 r.

Boris wielokrotnie zapewniał, że tego nie zrobi. Wielu obserwatorów spodziewa się więc, że ustąpi właśnie 19 października, tak by jego następca na start pobrudził sobie ręce, „kapitulując” przed Brukselą.

Johnson ponoć jest teraz – jak mówią jego doradcy – sfrustrowany. A upór to jedyne, co mu pozostało. Za późno na politykę kompromisu. Musiałby zapewnić posłów, że nowa umowa z UE – albo wycofanie się z brexitu – zostanie poddana referendum. Dzisiejsza decyzja sądu mogłaby więc doprowadzić do historycznego głosowania powszechnego.

Premier Johnson, obywatel Kaczyński

11 sędziów sprawiło, że do Wielkiej Brytanii wraca równowaga i powaga parlamentu. Jeszcze niedawno Boris Johnson buńczucznie zapowiadał, że nie podporządkuje się ustawie Benna, jego doradcy wątpili nawet w skutki prawne orzeczenia Sądu Najwyższego. Okazało się tymczasem, że trzecia władza może (i powinna) być wentylem demokracji, który chroni przed autokratycznymi populistami pokroju Johnsona (prezydent Trump, obywatel Kaczyński, pan Orbán – lista jest długa). Demagodzy odwołujący się bez przerwy do „rozjuszonego” suwerena nie są więc całkiem bezkarni.

Brytyjski Sąd Najwyższy stwierdził jasno, że rząd nie może dowolnie majstrować przy konstytucji, nawet niepisanej. Johnson będzie teraz smażony przez triumfujący parlament do czasu, aż suweren przejrzy na oczy i dostrzeże zwodniczą iluzję „dobrodziejstw” brexitu. Oby.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną