Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk mówił w piątek po południu, że jest szansa na porozumienie, choć gwarancji nie ma. Rozpoczyna się ostatnia runda negocjacji na temat propozycji Borisa Johnsona, którą skazywano na fiasko. Zapewne już na początku tygodnia, chwilę przed szczytem w Brukseli 16 października, Unia i Wielka Brytania spróbują dopiąć szczegóły sensacyjnego dealu.
Jak do tego doszło? Przełom nastąpił podczas spotkania brytyjskiego premiera z szefem rządu Irlandii Leo Varadkarem. Łatwo zgadnąć, że Boris musiał pójść na kompromis (oczywiście za zgodą swego Rasputina, doradcy Cummingsa, który był na miejscu).
Kurs funta nagle podskoczył, choć szczegóły kompromisu pozostają tajne. Wiadomo, że chodzi o głębszą integrację rynku Irlandii Północnej, a więc o uniknięcie kontroli granicznych oraz demokratyczny mechanizm akceptacji tego przejściowego stanu przez autonomiczny parlament w Belfaście. A za kilka lat – cofnięcie specjalnego statusu Ulsteru.
Meandry i czary w Thornton Manor
W Londynie mówi się o „stowarzyszeniu celnym” – Irlandia Północna wyszłaby z unii celnej, a jednocześnie w niej... pozostała. To wciąż niejasne, jak uniknąć fizycznej granicy i kontroli na Zielonej Wyspie. Miała za to powstać granica celna na Morzu Północnym, odrzucana do tej pory przez wpływową protestancką partię DUP (jest języczkiem u wagi w Izbie Gmin, odkąd 20 posłów opuściło szeregi torysów).
Taki układ celny miałby zostać zatwierdzony na drodze referendum w Irlandii Północnej (DUP nie ma tu weta).