Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Turecka chmura wisi nad NATO

U.S. Army Sgt. James K. McCann, Chairman of the Joint Chiefs of Staff / Flickr CC by 2.0
Kiedy już wydawało się, że NATO ma więcej problemów, niż jest w stanie unieść, wybuchł kolejny. Turcja zaatakowała zamieszkałe przez Kurdów pogranicze Syrii i właśnie porozumiała się z rywalem sojuszu – Rosją.

Recep Tayyip Erdoğan pozornie zagrał na nosie Donaldowi Trumpowi, choć nie wiadomo, czy to od niego nie dostał przyzwolenia na atak na Kurdów. Na pewno jednak zdenerwował Pentagon i wojskowych dowódców USA, którzy musieli ulec swemu głównodowodzącemu i wycofać wojska z obszaru de facto anektowanego przez Turcję.

W ten sposób krytykowana przez USA zmiana granic siłą, przynajmniej tych etnicznych, została usankcjonowana przez brak sprzeciwu Amerykanów. Turcja przy wsparciu Rosji ustanowiła bowiem strefę buforową między Kurdami z syryjskiej i tureckiej strony granicy, ułatwiając sobie działania pacyfikacyjne, jeśli nie eksterminacyjne. Tragiczny los Kurdów, narodu bez państwa, na naszych oczach wkracza w kolejny, potencjalnie jeszcze tragiczniejszy rozdział.

Czytaj także: Odwrót z Syrii? Powoli albo wcale

Turcja, problem numer jeden dla NATO

Reakcja NATO i Unii Europejskiej sprowadza się – jak zwykle w takich sytuacjach – do „zajmowania stanowiska” i dość chaotycznych wystąpień poszczególnych krajów, które nie tworzą wspólnego frontu. Francuski prezydent Emmanuel Macron skomentował sprawę najostrzej. O wycofaniu amerykańskich oddziałów z północnej Syrii dowiedział się z Twittera, a brak reakcji NATO uważa za poważny błąd. Chwilę później niemiecka minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer wystąpiła z inicjatywą misji stabilizacyjnej, rozjemczej lub obserwacyjnej części NATO razem z USA i Rosją.

Reklama