Donald Trump jest zaledwie trzecim prezydentem USA, którego oskarżono w ten sposób – po Andrew Johnsonie (1868) i Billu Clintonie (1999). Richard Nixon, czwarty, przeciw któremu uruchomiono tę procedurę, ustąpił ze stanowiska, kiedy zarzuty wobec niego sformułowała komisja wymiaru sprawiedliwości Izby Reprezentantów. Z rachunku głosów wynikało, że to samo uczyni Izba w pełnym składzie, a Senat prawdopodobnie pozbawi go władzy.
Czytaj też: Są zarzuty ws. impeachmentu Trumpa
Republikanie przeciw impeachmentowi
Zgodnie z oczekiwaniami akt oskarżenia Trumpa został uchwalony niemal wyłącznie głosami demokratów, którzy mają w Izbie większość. Tylko dwóch spośród nich głosowało przeciw. Trzecia posłanka tej partii Tulsi Gabbard (ubiegająca się o nominację prezydencką) głosowała „present”, czyli wstrzymała się od głosu.
Wszyscy republikanie byli przeciw. Można przewidywać, że podobnie stanie się w Senacie, gdzie odbędzie się „proces”. Tam większość mają republikanie. Do uznania winnym potrzeba minimum dwóch trzecich głosów, więc wynik rozprawy jest praktycznie przesądzony – żaden republikański senator nie sygnalizuje gotowości zwrócenia się przeciw Trumpowi. GOP, partia Lincolna, Eisenhowera, Reagana i Johna McCaina, zachowuje się jak pokorne stado, jest na rozkaz zapatrzonego w siebie i mściwego bufona w Białym Domu.
Środowe głosowanie poprzedziła wielogodzinna debata. Kongresmeni i kongresmenki obu partii powtarzali znane argumenty. Niełatwo to pojąć, ale republikanie znowu upierali się wbrew faktom, że Trump nie zasługuje na usunięcie z urzędu, nic złego nie zrobił, a cały impeachment jest polityczną intrygą demokratów, opartą na informacjach z drugiej ręki i innych pseudodowodach.