Kiedy 20 lat temu pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn w noworocznym orędziu prócz tradycyjnych życzeń łamiącym się, schorowanym głosem zmęczonego człowieka oznajmił „odchodzę”, duża część Rosjan odetchnęła z ulgą.
Czytaj też: Putin odgrzewa propagandową wojnę z Polską
Putin dawał nadzieję
Podupadający na zdrowiu przywódca od dłuższego czasu nie radził sobie z krajem ogarniętym chaosem i bezprawiem. Złodzieje prowadzili wojny z gangsterami, bliscy Jelcynowi oligarchowie drogą korupcji gromadzili dobra, a zwykli obywatele ze zrezygnowaniem obserwowali poszerzające się przepaście. Co prawda większość nie musiała już uprawiać ziemniaków na balkonie, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat wcześniej, ani oglądać pustych półek w sklepach. Ale pogłębiający się kryzys finansowy, niespełnione nadzieje i ciągły brak poczucia bezpieczeństwa sprawiły, że Putin, nieznany jeszcze szerszej publiczności młody polityk, były funkcjonariusz służb KGB, którego Jelcyn mianował swym następcą, został przyjęty z zaciekawieniem i optymizmem.
Na zdjęciach i materiałach wideo z tamtego okresu widać dwie zupełnie różne osoby. Putin był młody, wysportowany, niepijący i milczący w porównaniu z zasiedziałym na swoim stanowisku prezydentem, starzejącym się, rozgadanym i zaliczającym kolejne wpadki pod wpływem alkoholu. Ten pierwszy, mimo braku jakiejkolwiek charyzmy czy doświadczenia, robił o wiele lepsze wrażenie. Dawał nadzieję, że czyny zastąpią słowa.