Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Hiszpanią będzie rządzić osobliwa koalicja

Premier Pedro Sánchez postanowił podjąć się wyzwania budowy szerokiej koalicji. Premier Pedro Sánchez postanowił podjąć się wyzwania budowy szerokiej koalicji. Sergio Perez / Forum
Po raz pierwszy od upadku frankistowskiej dyktatury krajem będzie rządzić gabinet koalicyjny. Socjaliści premiera Pedro Sáncheza, wsparci posłami Unidas Podemos, muszą jednak bronić się przed coraz silniejszą i radykalną prawicą.

Przez ostatnie dwa miesiące hiszpańska opinia publiczna żyła w zawieszeniu. Listopadowe, drugie w tym roku i czwarte w ostatnich czterech latach wybory nie przyniosły definitywnego rozstrzygnięcia. Znów najwięcej głosów zdobyło socjalistyczne PSOE pod przywództwem dotychczasowego szefa rządu Pedro Sáncheza, ale po raz kolejny jego przewaga nad konserwatywną Partią Ludową (PP) była zbyt mała, by dało się stworzyć samodzielny rząd większościowy.

Czytaj także: Zamiast koszykarzem został premierem Hiszpanii

Sánchez buduje szeroką koalicję

28,7 proc. poparcia przełożyło się tylko na 120 mandatów – trzy mniej niż w kwietniowym rozdaniu. Do rządzenia samemu w hiszpańskim parlamencie potrzeba 176 głosów. PSOE już w noc wyborczą 10 listopada wiedziało, że aby uniknąć rozpisania kolejnych wyborów, musi szukać partnera do gabinetu koalicyjnego.

Co ciekawe, zdecydowana większość analityków skłaniała się wówczas ku scenariuszowi kolejnego głosowania. Głównie dlatego, że osłabły ugrupowania centrowe i lewicowe, a pokaźnych zdobyczy na prawicy dokonała partia VOX, najmłodsza, ale zdecydowanie najszybciej zyskująca poparcie, zwłaszcza młodych. Ultraprawicowcy z antyimigranckiej formacji Santiago Abascala są już teraz trzecią siłą w parlamencie, w ostatnich wyborach zagłosowało na nich ponad 15 proc. wyborców, co przełożyło się na aż 52 mandaty.

Mimo to Sánchez postanowił podjąć się wyzwania budowy szerokiej koalicji. Powyborcza matematyka natychmiast pokazała, że potrzeba więcej niż jednego partnera. 120 posłów PSOE i 35 reprezentantów lewicowo-populistycznej frakcji Unidas Podemos wciąż nie dawało większości. Dlatego ostateczna koalicja, która od dziś rządzi Hiszpanią, jest konglomeratem ośmiu różnych partii. I pod bardzo wieloma względami jest to konglomerat unikatowy.

Czytaj także: Hiszpanie odwracają się od radykałów

Katalończycy biernie wspierają rząd

Po pierwsze, Hiszpania ma koalicyjny gabinet po raz pierwszy od upadku dyktatury gen. Francisco Franco w 1975 r. Dotychczas wszystkie posttransformacyjne rządy formowane były dzięki parlamentarnej większości jednej partii lub były mniejszościowe, tak jak chciał ostatni gabinet Sáncheza, istniejący między kwietniem i listopadem ubiegłego roku. Po drugie, nigdy wcześniej wotum zaufania dla nowych władz nie było tak napiętym głosowaniem. Rząd PSOE-UP powstanie dzięki najmniejszej możliwej większości parlamentarnej. Dziś poparło go 167 deputowanych, przeciwko było 165. Koalicja była więc dosłownie o głos od upadku.

Wreszcie należy zwrócić uwagę, że jej powołanie okazało się możliwe dzięki 18 osobom, które wstrzymały się od głosu. Byli to reprezentanci dwóch regionalnych formacji separatystycznych: katalońskiej lewicy z ERC (13 deputowanych) i baskijskich socjalistów z EH Bildu (pięć głosów). Już w ubiegłym tygodniu liderzy obu formacji zapowiedzieli, że wstrzymają się od udziału w dzisiejszym głosowaniu, co w praktyce oznaczało poparcie dla koalicyjnego projektu PSOE-UP.

Katalończycy zgodzili się na bierne wsparcie Sáncheza, bo obiecał „znaleźć rozwiązanie” dla trwającego od ponad dwóch miesięcy kryzysu konstytucyjnego w Hiszpanii. Po wyrokach skazujących dla katalońskich separatystów zaangażowanych w przygotowanie referendum niepodległościowego z października 2017 r. w regionie wzmogły się nastroje antyrządowe. Zamieszki na ulicach Barcelony i seria kolejnych aresztowań, tym razem osób oskarżonych o współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi, nie przyniosły jednak zadowalającego rozwiązania dla żadnej ze stron.

Posłanka ERC Montserrat Bassa, jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy katalońskiego ruchu separatystycznego, oraz lider partii Oriol Junqueras (skazany w listopadowym wyroku, schowany za immunitetem eurodeputowanego) zdecydowali się na układ z Sánchezem w imię konstruktywnego wyjścia z impasu. Bassa, której siostra Dolors również została skazana za działalność niepodległościową, przypomniała jednak, że układ nie będzie działał wiecznie. Ona sama oczekuje propozycji w kwestii Katalonii i „ma gdzieś, kto i jak skutecznie rządzi Hiszpanią”.

Czytaj także: Hiszpańskiego premiera wynieśli do władzy i pogrążyli ci sami ludzie

Czy Podemos ma pomysł na Hiszpanię?

Koalicja premiera Sáncheza to też moment chwały dla Podemos. Partia, która powstała na gruncie społecznej mobilizacji po kryzysie finansowym w kraju, długo nie mogła przebić się do władzy wykonawczej. Wielu analityków skazywało formację Pablo Iglesiasa na wieczne przesiadywanie w opozycji lub nawet na powolne wymarcie, sugerując, że ich moment chwały minął, a poparcie już nigdy nie będzie tak wysokie jak w okolicach 2015 r., kiedy dochodziło do 25 proc.

Teraz Iglesias i jego ekipa, pod postacią UP, czyli minikoalicji z innymi lewicowymi partiami, stają przed szansą udowodnienia, że mają pomysł na Hiszpanię. W nowym rządzie chcą być głosem wykluczonych – kobiet, mniejszości seksualnych, imigrantów, ale też bezrobotnych i słabiej wykształconych. Oprócz samego Iglesiasa, który jako wiceszef rządu odpowie za sprawy socjalne, UP będzie miało czterech ministrów. Wśród nich znajdzie się m.in. światowej sławy socjolog Manuel Castells, który pokieruje resortem edukacji wyższej.

Największym przegranym nowego rozdania jest centrowa partia Ciudadanos (Obywatele), która w listopadzie zredukowała swój stan posiadania z 57 do zaledwie 10 mandatów. W kwietniu mogła sama wejść do koalicji z PSOE, ale jej szef Albert Rivera odrzucił kompromis z Sánchezem. Ryzykowne zagranie się nie opłaciło – radykalna retoryka i zaognianie dyskursu w sprawie katalońskiego separatyzmu zraziło do Ciudadanos wielu centrowych wyborców, którzy przeszli do mniejszych partii i lewicy. Jeszcze niedawno formacja uważana za nadzieję hiszpańskiej polityki – w nowym parlamencie będzie walczyć o przetrwanie.

VOX największą siłą opozycyjną?

Zgoła odmiennie rysuje się przyszłość VOX. Podczas dzisiejszego głosowania Abascal niewiele mówił o samej koalicji, bo skupił się na swoim ulubionym temacie – krytyce imigrantów. Jego zdaniem ani lewica, ani Partia Ludowa nie mają pomysłu, jak powstrzymać napływ przybyszów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, jego zdaniem dokonujących „zniszczenia hiszpańskiej tkanki społecznej”.

VOX ma zresztą zakusy na prześcignięcie PP i usadowienie się w fotelu największej partii opozycyjnej. Wiele wskazuje na to, że przy najbliższej okazji wyborczej może ten cel osiągnąć.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną