Świat

Wirus z Wuhanu. Szansa czy zagrożenie dla Pekinu?

Pasażerowie z Wuhanu, którzy zdążyli wyjechać do japońskiego miasta Chiba jeszcze przed otoczeniem Wuhanu i okolic kordonem sanitarnym. Pasażerowie z Wuhanu, którzy zdążyli wyjechać do japońskiego miasta Chiba jeszcze przed otoczeniem Wuhanu i okolic kordonem sanitarnym. Kyodo/Reuters / Forum
Wygląda na to, że chińskie władze wyciągnęły lekcję z epidemii SARS i z nowym koronawirusem radzą sobie lepiej. Stanowcze kroki – w tym izolacja Wuhanu – budują wrażenie, że partia ma kontrolę nad sytuacją. Gorzej – także dla partii – jeśli to tylko wrażenie.

Czy wirus z Wuhanu wahnie pozycją partii komunistycznej w Chinach? Przewodniczący Xi Jinping ogłosił kilka dni temu, że urzędnicy państwowi i funkcjonariusze partyjni mają zrobić wszystko, aby masy mogły w spokoju świętować zaczynający się 25 stycznia Nowy Rok, najważniejsze święto w tamtejszym kalendarzu, wielodniowe i bardzo rodzinne. Xi nakazał, aby informacje o postępach wirusa były ujawniane, chce też pogłębionej współpracy z innymi krajami w celu opracowania środków zaradczych. Instrukcje wojennej dyscypliny dla służb medycznych, pełnej przejrzystości i ograniczonej otwartości wskazują, że przywódca dostrzega egzystencjalne zagrożenie: nie tylko dla zarażonych pacjentów, ale i dla stabilności władzy.

Na razie, a minęło kilka tygodni od pierwszych sygnałów o pojawieniu się nieznanego medycynie koronawirusa, chińskie władze sobie radzą. Wyciągnęły wnioski z podobnej epidemii sprzed prawie dwóch dekad, którą próbowały nieudolnie ukryć, co pomogło wirusowi SARS w podróży do 30 krajów. Spowodował przeszło 700 zgonów. Teraz nie ma kręcenia, a przynajmniej nie aż takiego. Wiadomo np., że najbardziej zagrożone są osoby powyżej 80. roku życia, które miały problemy z układem oddychania.

Wirus z Wuhanu szansą dla partii?

Jakby to cynicznie nie zabrzmiało, dla autokratycznych technokratów – a to oni rządzą Chinami – nieoczekiwana epidemia, jak każdy gwałtowny kryzys wymagający zdecydowanej reakcji, jest szansą. Okazją do pokazania sprawczości, zaawansowania medycyny i umiejętności zarządzania w trudnych, zmieniających się okolicznościach, pokazania przewagi hierarchicznej autokracji nad rozgadaną demokracją. Odcięto od świata – blokując połączenia lotnicze, kolejowe i transportu miejskiego – 11-milionowy Wuhan i leżący nieopodal 6-milionowy Huanggang oraz mniejsze Ezhou, Chibi i Zhijiang. Na takie kroki rządy w demokracjach łatwo by się nie zdobyły.

Władze starają się budować wrażenie, że kontrolują sytuację. Będzie im się udawało do chwili zdławienia epidemii, gdy jej koniec ogłoszą z fanfarami, albo do momentu, gdy okaże się bardzo niebezpieczna i stanie chińskim odpowiednikiem Czarnobyla. Katastrofą, która mówi „sprawdzam”, weryfikującą możliwości rządzących i ukazującą ich słabości. Na razie komuniści wzywają do spokoju, ale obywatele wiedzą swoje. O ile główne media o chorobie mówią oszczędnie, radzą, by ufać partii i polegać na jej decyzjach, o tyle w serwisach społecznościowych, mimo ostrej cenzury, wrze. Nadal zgłaszane są wątpliwości, czy liczba podawanych do publicznej wiadomości przypadków nie jest większa. Jeśli będą się mnożyć, zaczną kiełkować plotki, że władza coś ukrywa. Pojawią się teorie spiskowe o przyczynach i przebiegu epidemii, a komuniści mogą w tych wymysłach występować jako czarne owce. Z takimi opowieściami będzie trudno walczyć, zostaną w społeczeństwie na lata.

Czytaj także: Epidemia z Wuhanu groźnie się rozszerza. Co trzeba wiedzieć?

Choroba rozpala wyobraźnię i światowe media

Na chińskich giełdach eksplodowały kursy akcji firm farmaceutycznych, dostawców testów medycznych i maseczek chirurgicznych. Pod sklepami i aptekami po maski ustawiają się długie kolejki, kupujący wierzą, że chronią przed zakażeniem, choć ich skuteczność ma granice i przydają się przede wszystkim do odseparowania ust od brudnych rąk i znajdujących się na nich zarazków.

Nie ma dowodów na to, że wirus z Wuhanu jest tak samo niebezpieczny jak SARS, w przypadku którego zmarło 10 proc. zarażonych – teraz niecałe 3. Niemniej jego pojawienie się działa na wyobraźnię i rozpala emocje. Przybywa chorych Chińczyków i odnotowujących wystąpienie wirusa państw, poświęcono mu sporo uwagi podczas Forum Ekonomicznego w Davos, gdzie elita pieniądza tradycyjnie zebrała się po to, by wspólnie poszukać zagrożeń czyhających na jej interesy i pozycję. W wirusie dostrzegła czynnik mogący zaważyć na kondycji całej globalnej gospodarki. Gorączka ogarnęła światowe media – pytają, „czy jest się czego obawiać”, albo bez ceregieli alarmują, że wirus „atakuje” i „epidemia się rozszerza”. Nic dziwnego – w tych dniach wszyscy są epidemiologami. Może warto pamiętać, że w 2018 r. na odrę, na którą szczepienia dostępne są od lat 60., na świecie zmarło ponad 140 tys. osób. W przypadku wirusa z Wuhanu do 23 stycznia co najmniej 26.

Wirus z Wuhanu – ze zwierząt na ludzi?

Wiele wskazuje na to, że wirus – podobnie jak SARS – przeskoczył ze zwierząt na ludzi (SARS w wyniku spożywania mięsa podobnych do kotów łaskunów, nowy wirus prawdopodobnie po jedzeniu węży). W Wuhanie pierwsza grupa pacjentów związana była ze zwierzęcym targiem, zamkniętym po stwierdzeniu choroby. W sieci dostępne są filmy pokazujące codzienność tego miejsca i pewnie standardu działalności wielu podobnych instytucji w całych Chinach, gdzie klienci mogą się zaopatrzyć w żywe zwierzęta, które trafią później na stoły. W tym owoce morza, płazy, gady, przeróżne ssaki i ptaki. Te ostatnie poupychane w stojących w stertach, klatkach zabrudzonych ekskrementami.

Tak wyglądają warunki do mutowania wirusa, który może wędrować między zwierzętami a ludźmi, np. na brudnych rękach albo w niedogotowanym mięsie. Jeśli potwierdzi się, że porządki na targu – lub raczej ich brak – pomogły w rozwoju choroby, Chińczycy będą musieli zmienić sposób, w jaki traktują zwierzęta, jak nimi handlują i w jakiej formie je jedzą.

Czytaj też: Czy chiński wirus trafi do Polski?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną