CDU, wciąż najpopularniejsza partia Niemiec (razem z siostrzaną CSU w Bawarii), zawsze określała się jako szerokie ugrupowanie środka, które odrzuca wszelkie radykalizmy i nie chce współpracować z jakimkolwiek ruchem zahaczającym o skrajną prawicę czy lewicę. Ta strategia przez lata przynosiła efekty, ale od kiedy partie skrajne stają się także w Niemczech coraz silniejsze, CDU nie bardzo wie, jak reagować. Bezradność chadecji pokazały ostatnie wydarzenia w Turyngii, gdzie lokalna CDU, wbrew poleceniom z Berlina, zagłosowała razem ze skrajnie prawicową AfD i liberałami z FDP. W efekcie na premiera Turyngii wybrany został nic nieznaczący polityk FDP, który zresztą zaraz zrezygnował z urzędu.
Kramp-Karrenbauer nie podbiła serc
Kryzys w Turyngii próbowała zażegnać szefowa CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, ale jej interwencja zakończyła się fiaskiem. Najpierw zażądała przyspieszonych wyborów, a potem chciała stworzyć lokalną koalicję z SPD i Zielonymi. Bez efektu. Kramp-Karrenbauer wyklucza współpracę zarówno z AfD (w Turyngii wyjątkowo blisko powiązaną ze środowiskami skrajnej prawicy), jak i postkomunistyczną Linke, do tej pory rządzącą Turyngią. Tyle że nie da się w tym kraju związkowym stworzyć stabilnej koalicji, odrzucając zarówno AfD, jak i Linke. Bo w ostatnich wyborach obie partie dostały łącznie prawie 55 proc. głosów.