Wschodnia Afryka, część Bliskiego Wschodu i Azji Południowej zmagają się z szarańczą pustynną. Miliardy owadów zjadają rośliny, najchętniej w fazie wegetacji, także te rosnące na polach uprawnych. Szarańczy w biblijnych ilościach nie widziano w Kenii od 60 lat, w Pakistanie od trzech dekad, w Kongu pojawiły się pierwszy raz po 75-letniej przerwie. Żarłoczność owadów spowoduje niższe zbiory. ONZ przestrzega przed ryzykiem klęski głodu, który tylko w Rogu Afryki może dotknąć 25 mln osób.
Szarańcza, czyli kłopot nie tylko z żywnością
Za wyrojenie się szarańczy pustynnej odpowiedzialna jest ta sama okresowa anomalia pogodowa, która przyczyniła się do niedawnych pożarów w Australii. Tzw. dipol na Oceanie Indyjskim wywołał susze w Oceanii, a terenom położonym po przeciwległej stronie przyniósł rzęsiste deszcze. Zeszłoroczne cyklony sprawiły, że na z reguły skrajnie suchym Półwyspie Arabskim wystąpiły miejscowe powodzie, a między wydmami potworzyły się efemeryczne jeziora. Wilgoć na pustyniach Arabii, Sudanu i Iranu była dla szarańczy sygnałem, że pora zmienić tryb życia z samotniczego na stadny, zacząć intensywnie się rozmnażać i wspólnie korzystać z tak rzadko nadarzającej się okazji, gdy po deszczach soczyście zazieleniły się pastwiska i pola w pasie od północnej Tanzanii po zachodnie Indie.
Szarańcze mają spory apetyt, każda potrzebuje dziennie do 2 g pokarmu, czyli tyle, ile sama waży. Dlatego straty w uprawach są poważne. Jeden rój liczący dziesiątki milionów osobników może rozciągać się na 20 km kw. Tyle wystarczy, by lokalnie przysłonić światło słoneczne tak, jak to robią np. ciemne burzowe chmury.