Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Wybory lokalne we Francji: niska frekwencja, wysokie ryzyko infekcji

Wybory lokalne we Francji Wybory lokalne we Francji Benoit Tessier / Reuters / Forum
Wybory, nawet przy niskiej frekwencji, to wysokie ryzyko infekcji. Specjaliści już przygotowują się na kryzys w ciągu najbliższych siedmiu dni.

W niedzielę 15 marca odbyła się pierwsza tura wyborów lokalnych we Francji. Po proteście żółtych kamizelek i prawie dwumiesięcznym strajku przeciwko reformie emerytalnej, który sparaliżował kraj, wybory miały być okazją do wyrażenia niezadowolenia (lub odwrotnie) z polityki rządu. Pierwsza tura odbyła się mimo rosnącej liczby zakażonych i hospitalizowanych z powodu koronawirusa.

Natomiast druga tura – wedle prawa do przeprowadzenia wszędzie tam, gdzie jedna z list lub jeden z kandydatów nie osiągnął absolutnej większości – stoi pod znakiem zapytania. Jeśli zostanie przełożona, także pierwszą turę trzeba będzie powtórzyć, na co wskazują konstytucjonaliści.

Francuzi nie chcieli wyjść z domów

O 17 było już wiadomo, że frekwencja jest katastrofalna: o 14 proc. niższa od zanotowanej o tej samej porze w wyborach 2014. Wstępne wyniki podają absencję – tak to się mierzy we Francji – jako rekordowe 56 proc. (czyli zagłosowało ledwie 44 proc. uprawnionych).

Głosy dotyczące przełożenia wyborów zyskują na sile – wybijają się wśród nich bardzo medialny poseł Zielonych Yannick Jadot czy lewicowiec François Ruffin z La France insoumise (choć Jean-Luc Mélenchon protestuje przeciwko „chowaniu demokracji do szafy”), a także niezawodna Marine Le Pen (Rassemblement National, dawniej Front Narodowy). Socjalista Olivier Faure jest wściekły: „Krzywe [infekcji] były znane od dawna. Po co robiono pierwszą turę, skoro drugiej nie będzie?” – irytował się na falach France Info.

Reklama