Czas pandemii koronawirusa udowodnił po raz kolejny, że bieżąca administracja prezydencka do perfekcji opanowała sztukę podejmowania kontrowersyjnych decyzji w cieniu najważniejszych konfliktów społecznych. Podczas gdy Amerykanie z przerażeniem patrzyli na lawinowo rosnące liczby zakażeń i zgonów z powodu Covid-19, Trump i jego urzędnicy wykorzystywali paraliż kraju m.in. do likwidacji kolejnych ustaw chroniących środowisko naturalne i zniesienia limitów emisyjnych nałożonych na przemysł jeszcze przez Baracka Obamę.
Teraz, kiedy obywatele USA od kilkunastu dni manifestują na ulicach swój sprzeciw wobec brutalności policji i dyskryminacji na tle rasowym, prezydent znowu korzysta na tym, że cały świat patrzy właśnie w tym kierunku. Sam niespecjalnie uczestniczy w debacie na temat potrzebnych reform w służbach mundurowych, okazjonalnie publikując tylko prowokujące wpisy na Twitterze. Jednak w czasie, gdy jego przeciwnicy atakowali go z powodu zawoalowanego namawiania do przemocy, on sam uderzył w inne mniejszości w amerykańskim społeczeństwie.
Czytaj także: Ameryka płonie z nienawiści
Pacjenci transpłciowi narażeni na dyskryminację
W ubiegły piątek departament zdrowia sfinalizował nowe przepisy dotyczące obsługi pacjentów transpłciowych przez firmy ubezpieczeniowe i placówki medyczne. Do tej pory przed dyskryminacją chroniły ich przepisy Obamacare, czyli ustawy wprowadzającej szerszy dostęp do usług medycznych i ubezpieczeń w USA, oraz regulacje zakazujące nierównego traktowania w służbie zdrowia ze względu na płeć, kolor skóry, pochodzenie, wiek czy stopień niepełnosprawności.