Świat

Kto pierwszy kupi szczepionkę? UE i USA stanęły do wyścigu

Prezydent Emmanuel Macron we francuskiej fabryce Sanofi Pasteur Prezydent Emmanuel Macron we francuskiej fabryce Sanofi Pasteur Reuters / Forum
Jak skrócić prace nad szczepionką i szybko ją kupić? Sojusz w tej sprawie zawarły Francja, Niemcy, Włochy i Holandia, a w wyścig włączyła się właśnie Komisja Europejska.

Jak podaje Komisja Europejska, prace nad szczepionkami od pierwszych badań do upowszechnienia ich na rynku przeciętnie trwają aż 10 lat, a próby kliniczne kończą się powodzeniem w zaledwie 20–40 proc. przypadków. Ale teraz szczepionka miałaby pojawić się w ciągu najbliższego roku, najwyżej półtora, o co już ściągają się m.in. Amerykanie i Europejczycy. To nie tylko kwestia dochodów i prestiżu, ale głównie szansy jak najszybszego zaszczepienia społeczeństw. Dlatego USA czy kraje UE chcą dokładać się do prowadzonych w nadzwyczajnym tempie prac np. w formie „zadatku” na przyszły zakup. To gwarancja pierwokupu szczepionek, które z początku będą towarem deficytowym. Jako pierwsza takie działania podjęła Ameryka, w jej ślady poszli Europejczycy.

Czytaj też: Co w laboratoriach na froncie wojny z wirusem?

Będzie sojusz szczepionkowy?

Przemysł farmaceutyczny i naukowcy pracują nad ponad setką szczepionek na koronawirusa, ale tylko niespełna dziesięć weszło w drugą fazę badań klinicznych obejmujących po kilkuset ludzi. Najbardziej zaawansowana jest amerykańska Moderna współpracująca ze Szwajcarami. Z kolei „sojusz szczepionkowy” Francji, Niemiec, Włoch i Holandii w ostatni weekend zawarł umowę z brytyjsko-szwedzkim koncernem AstraZeneca (na 300–400 mln dawek), pracującym nad szczepionką z naukowcami z Oxfordu. Choć m.in. Niemcy publicznie zapewniali, że „sojusz” jest otwarty dla pozostałych krajów UE i cała wspólnota będzie korzystać z zakupów w AstraZeneca, to belgijska minister zdrowia Maggie De Block przypuściła dość ostrą krytykę: – To nierozsądne, bo osłabia zarówno członków tego „sojuszu”, jak i inicjatywę szczepionkową Komisji Europejskiej na rzecz całej Unii.

Umowę z AstraZeneca zawarto, gdy Komisja Europejska już zapoznała unijnych ministrów zdrowia z własną inicjatywą szczepionkową, którą – po przychylnym przyjęciu wstępnego projektu przez poszczególne kraje – oficjalnie ogłosiła wczoraj. Bruksela zamierza wyłożyć grubo ponad 2 mld euro, by wesprzeć prace nad kilkoma różnymi projektami. Ma to zwiększyć prawdopodobieństwo, że któryś z nich szybko doprowadzi do produkcji bezpiecznej, skutecznej i powszechnie dostępnej szczepionki, a pieniądze od UE będą wtedy traktowane jako część zapłaty za produkt dostępny dla Unii w pierwszej kolejności. Bruksela celuje w zakup 300–600 mln dawek, choć eksperci Komisji przestrzegają, że to tylko wstępne szacunki. Wciąż nie wiadomo, ile dawek będzie potrzebnych do nabycia w miarę trwałej odporności.

Jeśli dany projekt szczepionkowy skończy się klapą, Bruksela straci „założone” pieniądze. Takie dzielenie się ryzykiem z przemysłem farmaceutycznym to zresztą główna zachęta dla prywatnych firm, która ma je skłonić do przyspieszenia prac albo badań nad kilkoma równoległymi projektami. W razie sukcesu podziału szczepionki dokonywano by pomiędzy kraje na podstawie procentowego udziału w ludności wspólnoty, ale poszczególne rządy podpisywałyby umowy kupna po wspólnie wynegocjowanej cenie, co przez efekt skali wzmacnia pozycję UE wobec przemysłu.

W Komisji są nadzieje, że jej inicjatywa szczepionkowa ostatecznie zleje się w jedno przedsięwzięcie z „sojuszem szczepionkowym” Francji, Niemiec, Włoch i Holandii. Niektórzy dyplomaci twierdzą, że zaczął on działać głównie w obawie, że KE nie poradzi sobie w globalnym wyścigu.

Czytaj też: W Londynie chętni stawią czoła koronawirusowi

USA i UE w wyścigu po szczepionkę

Urzędnicy Komisji Europejskiej, która wspólnie z przedstawicielami chętnych krajów Unii (na teraz chętne są wszystkie) będzie kierować działaniami szczepionkowymi, zastrzegają, że zasadniczo chodzi im o firmy farmaceutyczne z dużymi możliwościami produkcyjnymi na terenie wspólnoty. Byłaby to gwarancja, że np. Amerykanie nie zablokują dostaw z fabryk w USA. W tym tygodniu rząd Niemiec ogłosił, że zainwestuje 300 mln euro w firmę CureVac z Tybingi, co – tak jak pieniądze na przyspieszenie prac – daje ochronę przed „zagranicznym przejęciem” firmy. „Niemcy nie są na sprzedaż, nie sprzedajmy sreber rodowych” – zapewnił minister gospodarki Peter Altmeier. Administracja Donalda Trumpa już w marcu zabiegała o pierwszeństwo w CureVac.

Działania wspierające poszukiwania i produkcję szczepionki to element pisma przywódców Niemiec, Francji, Polski, Hiszpanii, Belgii i Danii do Ursuli von der Leyen, w którym w zeszłym tygodniu wskazano kierunek reform przygotowujących wspólnotę na przyszłe kryzysy sanitarne. Wśród pomysłów tych sześciu krajów jest utworzenie strategicznych zapasów kluczowego sprzętu, leków, szczepionek, środków ochrony osobistej (np. na trzy miesiące). Ale chodzi też o długoterminowe wspomaganie rozwoju medycznych i farmaceutycznych mocy produkcyjnych na terenie UE, by w razie epidemii nie narażać Europejczyków na braki ze względu na zerwane globalne łańcuchy dostaw.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną