Jak podaje Komisja Europejska, prace nad szczepionkami od pierwszych badań do upowszechnienia ich na rynku przeciętnie trwają aż 10 lat, a próby kliniczne kończą się powodzeniem w zaledwie 20–40 proc. przypadków. Ale teraz szczepionka miałaby pojawić się w ciągu najbliższego roku, najwyżej półtora, o co już ściągają się m.in. Amerykanie i Europejczycy. To nie tylko kwestia dochodów i prestiżu, ale głównie szansy jak najszybszego zaszczepienia społeczeństw. Dlatego USA czy kraje UE chcą dokładać się do prowadzonych w nadzwyczajnym tempie prac np. w formie „zadatku” na przyszły zakup. To gwarancja pierwokupu szczepionek, które z początku będą towarem deficytowym. Jako pierwsza takie działania podjęła Ameryka, w jej ślady poszli Europejczycy.
Czytaj też: Co w laboratoriach na froncie wojny z wirusem?
Będzie sojusz szczepionkowy?
Przemysł farmaceutyczny i naukowcy pracują nad ponad setką szczepionek na koronawirusa, ale tylko niespełna dziesięć weszło w drugą fazę badań klinicznych obejmujących po kilkuset ludzi. Najbardziej zaawansowana jest amerykańska Moderna współpracująca ze Szwajcarami. Z kolei „sojusz szczepionkowy” Francji, Niemiec, Włoch i Holandii w ostatni weekend zawarł umowę z brytyjsko-szwedzkim koncernem AstraZeneca (na 300–400 mln dawek), pracującym nad szczepionką z naukowcami z Oxfordu. Choć m.in. Niemcy publicznie zapewniali, że „sojusz” jest otwarty dla pozostałych krajów UE i cała wspólnota będzie korzystać z zakupów w AstraZeneca, to belgijska minister zdrowia Maggie De Block przypuściła dość ostrą krytykę: – To nierozsądne, bo osłabia zarówno członków tego „sojuszu”, jak i inicjatywę szczepionkową Komisji Europejskiej na rzecz całej Unii.