Nauka

Co w laboratoriach na froncie wojny z wirusem? Wyścig trwa

Technicy w laboratorium w Malbran Institute w Buenos Aires Technicy w laboratorium w Malbran Institute w Buenos Aires Agustin Marcarian / Reuters / Forum
Czy można oczekiwać, że w obliczu szybkiego rozprzestrzeniania się koronawirusa największe firmy stworzą szczepionkę, która będzie w stanie przed nim chronić? Zainteresowanie ze strony gigantów nie jest wcale duże.

Podczas gdy Polacy czekają na pierwszy potwierdzony przypadek zachorowania na Covid-19 i emocjonują się pytaniem, dlaczego go wciąż u nas nie ma, w innych krajach wielu takich chorych w różny sposób walczy z infekcją. Większość przechodzi ją lekko, ale są tacy, którzy z różnych powodów muszą być hospitalizowani, oraz tacy, którzy niestety umierają, obciążeni najczęściej innymi chorobami. Najpierw pod siłą infekcji załamuje się ich układ odporności, a następnie dochodzi do niewydolności serca i płuc.

Dlatego z dala od medialnego szumu (i politycznych deklaracji, jak dzisiaj w polskim Sejmie) w wielu laboratoriach trwa inny wyścig – poszukiwania leków, które mogłyby pomóc najciężej chorym. Jak wiadomo, nie ma na razie sprawdzonych metod leczenia ani szczepionek przeciwko nowemu koronawirusowi.

Lekarze podają pacjentom płyny i dość uniwersalne leki, aby złagodzić objawy, którymi są: gorączka, kaszel i duszność. W przypadku najciężej chorych używa się respiratorów, aby pomóc im oddychać, lub urządzeń, które dotleniają krew poza ich ciałem, zmniejszając obciążenie układu krążenia.

Koronawirus. Nowe oblicze starszych leków

W Chinach trwają już co najmniej dwa badania kliniczne – jedno z zastosowaniem kombinacji specyfików znanych z terapii anty-HIV (lopinawiru i rytonawiru) oraz drugie, z remdesivirem, który zawiera inhibitor polimerazy RNA, opracowany przez firmę Gilead Sciences. Ten preparat budzi obecnie największe nadzieje.

Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła bowiem, że to właśnie remdesivir wydaje się „najbardziej obiecującym kandydatem” do skutecznego leczenia wirusa SARS-Cov-2. Był on już krótko stosowany u niektórych pacjentów z ebolą w Kongo, gdzie się jednak specjalnie nie sprawdził, ale WHO dysponuje ponoć wynikami wcześniejszych badań, również z dość początkowego etapu, które sugerują, że preparat mógł być skuteczny przeciwko wirusom odpowiedzialnym za SARS i MERS, a są to przecież dość bliscy kuzyni obecnego koronawirusa.

Pierwsze badanie kliniczne z remdesivirem rozpoczęło się także w Stanach Zjednoczonych w Nebrasce, ale ma objąć 400 pacjentów w 50 lokalizacjach na całym świecie. Połowa otrzyma lek przeciwwirusowy, a druga połowa – placebo. Chorzy hospitalizowani z powodu Covid-19 będą mogli wziąć udział w tym badaniu, jeśli mają co najmniej umiarkowane objawy.

Czytaj też: Właśnie wróciłem z Azji. Co mam robić?

Pierwszym amerykańskim pacjentem, który otrzymał lek firmy Gilead, był już ponad miesiąc temu 35-letni mężczyzna, który po zakażeniu zachorował na zapalenie płuc i hospitalizowano go w izolatce w Providence Regional Medical Center-Everett w stanie Waszyngton. Podano mu remdesivir dożylnie siódmego dnia, dokładnie 26 stycznia. Jego lekarze poinformowali, że zapalenie płuc właściwie ustąpiło już następnego dnia, bez widocznych zdarzeń niepożądanych. Po czterech dobach „wszystkie objawy ustąpiły, z wyjątkiem kaszlu, którego nasilenie szybko się zmniejszało”.

Firma Gilead Sciences, która dostarczyła do Chin swój lek remdesivir, rozpoczynając tutaj błyskawiczne testy (ich zakończenie planowane jest już na początek kwietnia), nie jest jedynym koncernem farmaceutycznym, który pospieszył z taką ofertą. Johnson&Johnson podarował swój lek na HIV Prezcobix (darunawir/kobicystat), aby władze mogły ocenić jego potencjał w walce z wirusem. Tym śladem poszła również firma AbbVie, ofiarując swój lek na HIV Kaletrę (lopinawir/rytonawir) jako „opcję eksperymentalną” w odpowiedzi na prośbę z Państwa Środka.

Wyzwanie: szczepionka podwójnego znaczenia

A czy można oczekiwać, że w obliczu szybkiego rozprzestrzeniania się wirusa największe firmy stworzą szczepionkę, która będzie w stanie przed nim chronić? Niestety, wiele poprzednich doświadczeń pokazało, że opracowanie takiego zapobiegawczego środka zajmuje bardzo dużo czasu i wymaga zbyt wiele pieniędzy, by obecne na giełdach koncerny, odpowiadające swym majątkiem przed akcjonariuszami, były tym mocno zainteresowane. Wystarczy przypomnieć, że na przełomie 2002 i 2003 r. SARS pojawił się i zniknął po ośmiu miesiącach, zanim wyprodukowano szczepionkę (do dziś zresztą jej nie ma, choć obecne badania korzystają z tamtych doświadczeń; można powiedzieć, że połowa roboty została już dzięki temu wykonana).

Więc jak będzie tym razem? Wartość światowej sprzedaży szczepionek wyniosła w ubiegłym roku 54 mld dol. i prawie się podwoiła od 2014 r. Według analityków przyczyną jest wzrost częstości chorób zakaźnych, więc można by pomyśleć, że pięciu najpoważniejszych na tym rynku graczy – Pfizer, MSD, GlaxoSmithKline (GSK), Sanofi oraz Johnson&Johnson – będzie chciało sprostać wyzwaniu, jakie przyniósł koronawirus SARS-CoV-2. Ale tu, jak można przeczytać w wielu analizach rynkowych, spotyka nas rozczarowanie, bo zainteresowanie nowym celem ze strony gigantów nie jest wcale duże. Czyżby chodziło o to, że zyski nie są zagwarantowane?

Czytaj też: Groźne włókna kolagenu w płucach

Każdy może się zarazić, nie każdy musi zachorować

Swoją szansę próbują więc wykorzystać mniejsze firmy biotechnologiczne. Przychodzi im z pomocą organizacja non-profit o nazwie Coalition for Epidemic Preparedness Innovations (CEPI; Koalicja na rzecz Innowacji Chroniących przed Epidemiami), której współzałożycielami są rządy Norwegii i Indii, Fundacja Billa i Melindy Gatesów oraz Wellcome Trust. GSK zgodziło się udostępnić CEPI swoją technologię, aby pomóc w opracowaniu szczepionki przeciw Covid-19. CEPI wspiera programy rozwoju szczepionek Inovio Pharmaceuticals i Moderna. Przeznaczyła również 30 mln euro na budowę platformy mobilnej do badań nad szczepionkami mRNA (przydatnymi w kontekście koronawirusa SARS-CoV-2), którą tworzy firma CureVac pod wodzą Polki dr Marioli Fotin-Mleczek.

W interesującym wywiadzie, którego udzieliła portalowi Business Insider, naukowczyni przyznaje, że budowana platforma skróci proces produkcji takich szczepionek z kilku miesięcy do kilku tygodni (cały artykuł i rozmowę można przeczytać tutaj).

Czy może się zdarzyć, że zanim szczepionka powstanie, problem zarazka, którym dziś emocjonuje się cały świat, zostanie rozwiązany? Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć. Ale jak słusznie wskazuje polska badaczka, być może nowy wirus zagości na świecie na dłużej i szczepienia będą wtedy miały sens, tak jak dziś mają te przed sezonową grypą. Choć oczywiście powstanie pytanie, kogo szczepić, bo każdy może się zarazić, ale nie każdy musi zachorować.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama