Każdy wie, że Canis lupus familiaris jest najstarszym udomowionym przyjacielem człowieka, ale teraz z laboratoriów przychodzą wiadomości, które każą spojrzeć na psy jeszcze łaskawszym okiem. Badacze z Tokyo Teen Cohort odkryli, że mieszkanie z psem może zmieniać naszą biologię, wpływając na mikrobiom, obniżając poziom problemów społecznych u nastolatków, a nawet modulując zachowania poprzez sieć molekuł krążących w organizmie.
W ich eksperymencie myszy karmione „mikrobiotą właścicieli psów” stawały się bardziej prospołeczne. Innymi słowy, pies zmienia nas tak, że zaczynamy inaczej zachowywać się wobec innych ludzi, czyniąc nas bardziej troskliwymi, opiekuńczymi, skłonnymi do więzi. Brzmi to jak naukowa fantastyka, ale pies działa jak probiotyk dla mózgu, subtelnie modyfikując biologiczny klimat naszego domu i relacji z ludźmi.
Czytaj też: Z Burkiem pod biurkiem? Do pracy z psem wolno przyjść. Ale są zasady, pupil to nie terapeuta
Pies: dla ruchu i dla mikrobiomu
W czasach, gdy coraz częściej mówimy o zdrowiu psychicznym jak o delikatnym układzie naczyń połączonych, brzmi to jak idealny argument, by mieć psa. Dla ruchu, dotlenienia, oksytocyny, a teraz jeszcze flory bakteryjnej, która robi w nas ciche porządki. Można sobie zadać pytania, czy to mikrobiota sprawia, że psiarze są często bardzo społeczni, czy tylko fakt, że mają możliwość poznawania się na spacerach, mijania się codziennie na tych samych trasach, wymieniania uwag o smyczach, trainerach i szkodliwej dla łapek ich pupili soli, którą posypane są chodniki. Że tworzą mikrospołeczności – grupy spacerowe, wspólne wycieczki, psie „przedszkola”. Pies otwiera drzwi, które normalnie pozostałyby zamknięte: do rozmów, przyjaźni, poczucia przynależności.
Prawdę powiedziawszy, badacze od dawna zastanawiają się, jak to z udomowieniem wilka było. Na pewno nie był to proces rozciągnięty na tysiące lat, pełen falstartów, powrotów do dzikości, równoległych linii i prób w różnych rejonach Eurazji. I być może nigdy nie był jednostronny, czyli to nie człowiek musiał być zawsze inicjatorem zbliżenia.
Psycholog i kognitywista Brian Hare przekonuje, że wilki udomowiły się same, korzystając z niszy ekologicznej stworzonej przez człowieka. Nie ujarzmiliśmy ich, po prostu odważniejsi przedstawiciele gatunku zaczęli żyć w cieniu ludzkich ognisk, co spowodowało, że z czasem ludzie oswoili je i zaczęli wpływać na ich rozród.
Natomiast filozofka i kulturoznawczyni Donna Haraway sugeruje wręcz, że proces mógł iść w obie strony. Że pies nie tylko zmienił siebie, ale zaczął zmieniać nas: nasze zachowania, podatność na sygnały społeczne, zdolność do bliskości. Teraz okazuje się, że to nie tylko sztucznie wykoncypowana metafora, ale realny, mierzalny efekt. Pies wprowadza do naszych domów nowe bakterie i molekuły sygnałowe, które wpływają na to, jak reagujemy na innych ludzi. Czyli coś, co tysiące lat temu zaczęło się przy ognisku, dziś widać pod mikroskopem.
Czytaj też: Fundujemy pupilom luksusowy styl życia. Z pappuccino i w minicrocsach. „Psy łykną wszystko”
Ale pies to nie dziecko
Jednocześnie żyjemy w czasach, w których ludzkie uwielbienie dla psów bywa przesadne.
Amerykanie wydają miliony na halloweenowe kostiumy dla zwierząt: od „latte z dynią” po psa baristę ze Starbucksa. A zaraz potem, na Boże Narodzenie, te same psy przebiera się w „małe Mikołaje”, „elfy”, „renifery”, a nawet ubiera w sweterki z lampkami LED. Nie mówiąc o tym, że niektórzy psom farbują sierść, malują pazurki, perfumują. Weterynarze ostrzegają, że pies to nie dziecko. Ubranka ograniczają ruch, termoregulację, stresują zwierzę, zaburzają jego komunikację z innymi psami. Karmienie psa jak niemowlęcia, wożenie w wózku, izolowanie od bodźców może prowadzić do lęków, otyłości i utraty psiej pewności siebie.
Czasem troska staje się formą przemocy. Nawet w tak prozaicznej kwestii jak spacer. Badania pokazują, że psy w szelkach ciągną znacznie mocniej niż te na obroży. Pies nie „idzie ładnie”, bo „uprząż” zwiększa jego siłę ciągu. Właściciel, przekonany, że wybrał opcję najbardziej humanitarną, często nieświadomie wzmacnia zachowania, które później będzie musiał „korygować”. I spacer, który miał być wspólną radością, zamienia się w siłowanie na linę.
Historia psio-ludzkiego współżycia zaczęła się w paleolicie, a kończy na współczesnym nastolatku z lepszym samopoczuciem dzięki bakteriom przenoszonym przez psie futro. Ale w tej opowieści jest jedna lekcja: że pies to partner w ewolucji, nie pluszak, i robi dla nas bardzo wiele, ale tylko wtedy, gdy pozwolimy mu pozostać psem. Ta relacja od samego początku była napięciem między bliskością a wolnością.