Opozycja przeszła do ofensywy. Pogubiony Łukaszenka
Opozycja przeszła do ofensywy. Łukaszenka zupełnie się pogubił
Aleksandr Łukaszenka zachowuje się jak władca, który uwierzył w 80-procentowy wynik wyborów, które sam sfałszował. Pojechał do dwóch fabryk, odgrywających bardzo ważną rolę na Białorusi. Nie tylko gospodarczą, ale także tożsamościową. To długo była podstawa jego władzy. Kto widział mińskie osiedle robotnicze przy ul. Socjalistycznej, ten zrozumie, dlaczego. Wcale niezłe miejsce do życia dla „człowieka życia codziennego”, jak ładnie mawiał Jacek Kuroń.
Ludzie mówią Łukaszence: odejdź!
Łukaszenka chciał być Gierkiem, ale był Gomułką z 1970 r. Nie usłyszał „Pomożemy”, tylko „Uhadi”, co znaczy coś pomiędzy „Odejdź” a „Wynoś się”. Usłyszał nawet ostrzejsze: „Oficer? Zastrzel się!”. Wrażenie powstało podwójnie niedobre: nie tylko stracił poparcie, ale także kontakt z rzeczywistością. To było jeszcze gorsze dla niego, bo dekonstruowało jego strategię obrony. Chciał przetrwać ten kryzys, usiłując wytworzyć wrażenie: tylko ja jestem w stanie zapanować nad sytuacją. „To ja jestem gwarantem stabilności. Ostatecznie nie macie najgorszego życia. Nie ryzykujcie, bo skończy się Majdanem, biedą, nikt nie wie, czym”. To dlatego aresztował rosyjskich najemników na oczach kamer, przedstawiał „trzy dziewczynki, które nie mają pojęcia o polityce” jako zagrożenie dla polityczno-gospodarczego