Jako śmiertelne zagrożenie dla Ameryki przedstawił Donald Trump swego rywala, przemawiając w czwartek wieczorem amerykańskiego czasu na koniec przedwyborczej konwencji Partii Republikańskiej (GOP) i oficjalnie przyjmując jej nominację na drugą kadencję w Białym Domu. Frontalny atak na Joego Bidena i jego Partię Demokratyczną, której konwencja odbyła się tydzień temu, zapoczątkował finalny, decydujący etap kampanii przed listopadowymi wyborami w USA. Zapowiada się jako najbardziej brutalna od wielu dziesięcioleci.
Trump przemawiał w ogrodzie Białego Domu w obecności ponad 1,5 tys. zaproszonych gości: wybranych delegatów i prominentnych polityków GOP (konwencja z powodu koronawirusa nie odbyła się w jednym miejscu). Nie zachowywali oni dystansu ani nie nosili maseczek. Prezydent utrzymywał, że znakomicie radzi sobie z pandemią i wkrótce będzie już szczepionka. Wcześniej inni mówcy, jak jego główny doradca ekonomiczny Larry Kudlow, opowiadali o zarazie w czasie przeszłym, chociaż zachorowań wciąż przybywa.
Czytaj też: Kontrowersyjna, niezawodna. Melania, mocny atut Trumpa
Trump straszy anarchią i Bidenem
Pierwszą połowę wystąpienia Trump poświęcił wychwalaniu własnych osiągnięć, głównie w dziedzinie gospodarki, która, jak przypomniał, do pandemii notowała stały wzrost PKB. Podkreślał zwłaszcza spadek bezrobocia do rekordowo niskiego poziomu poniżej 4 proc. Nie wspomniał, że była to kontynuacja pozytywnego trendu trwającego już za prezydentury Baracka Obamy, a zaniedbania obecnego rządu pogłębiły skalę zdrowotnego, a w konsekwencji ekonomicznego kryzysu.