Z polskiej perspektywy nie było lepszego czasu na pokazanie sojuszniczej solidarności przez małe „s”. Kiedy na ziemi trwały przygotowania do obchodów 40-lecia porozumień sierpniowych, w powietrzu było już dobrze widać jeden z celów politycznych ruchu narodzonego w Gdańsku i Jastrzębiu – wejście Polski pod atomowy parasol USA i do NATO. Symbolizowały go takie same samoloty, jakie w 1980 r. – w przypadku dramatycznego rozwoju sytuacji i wybuchu trzeciej wojny światowej – mogły na nas zrzucać bomby nuklearne.
Najstarsze amerykańskie bombowce
Sylwetki B-52 były wtedy jednym z symboli wpajanego Polakom przez komunistyczną władzę „amerykańskiego imperializmu”, a dziś nadal są podporą systemu odstraszania nuklearnego i konwencjonalnego USA, służącego wszystkim sojusznikom. W tej triadzie zniszczenia, obejmującej pociski międzykontynentalne i rakiety odpalane z okrętów podwodnych, odgrywają kluczową rolę jako jeden z dwóch typów bombowców US Air Force przystosowany do zrzucania broni jądrowej (B-1B został tej roli pozbawiony, B-2 ją wykonuje). Używany od 1955 r. B-52 pozostaje jednym z najstarszych typów samolotów w służbie. Z 744 zbudowanych egzemplarzy w pięciu eskadrach do dziś pozostaje niecałe 60 i jest bardzo prawdopodobne, że część z nich po wyposażeniu w nowe silniki „dożyje setki”.
Przedsięwzięcie dowództwa strategicznego USA było z jednej strony symbolicznym pokazem siły, ale miało też operacyjne uzasadnienie właśnie ze względu na rolę, jaką odgrywają B-52 jako dostarczyciele masy różnorodnego uzbrojenia.