W cieniu rosnących napięć z Tajwanem, pacyfikacji demokracji w Hongkongu i ciągłych tarć z USA Chiny właśnie zrobiły krok w stronę cichego przejęcia innego kraju – Laosu. Nie wojskowego, bo Pekinowi nigdy nie zależało na odebraniu południowemu sąsiadowi formalnej niepodległości. Ale, jak twierdzi Brian Eyler z waszyngtońskiego think tanku Stimson Center, ekonomicznie Laos jest na „szybkiej ścieżce do stania się pseudoprowincją Chin”.
Pułapka chińskiego długu
Te słowa to efekt opisanej przez Reutersa transakcji, w której kontrolę nad narodowym, jedynym operatorem sieci elektrycznej Electricite du Laos Transmission (EDLT) przejmuje należąca do państwa China Southern Power Grid. Szczegóły są owiane tajemnicą, nie wiadomo, jaki dokładnie będzie udział nowego właściciela, żaden z rządów nie komentuje doniesień. Chińska ambasada w Laosie potwierdziła jedynie, że Wientian będzie mógł odkupić z czasem udziały. Nie wiadomo, na jakich warunkach.
Tajemnicą poliszynela jest, że transakcja nie miała nic wspólnego z rynkową inwestycją. Czy w ogóle z jakąkolwiek inwestycją. Znajdujący się na skraju bankructwa rząd w Wientianie dostał zapewne od Pekinu propozycję nie do odrzucenia. Dla Chin przejęcie kontroli nad laotańską siecią energetyczną to spełnienie konsekwentnie realizowanej strategii wpędzania biednego, małego sąsiada w pułapkę długu. O zaskoczeniu nie ma mowy. Ale to kolejny sygnał ostrzegawczy dla tych, którzy bezkrytycznie patrzą na chińskie inwestycje.
Czytaj też: Do czego tak naprawdę służą Instytuty Konfucjusza
Laos na skraju bankructwa
To, że Laos jest na krawędzi bankructwa, nie jest tajemnicą.