Świat

Chiny pozbywają się zachodnich dziennikarzy

Ograniczenia dla zagranicznych mediów to część wielkiej kampanii przewodniczącego Xi Jinpinga i Komunistycznej Partii Chin mającej na celu dalsze zwiększenie i tak już bardzo silnej kontroli nad społeczeństwem. Ograniczenia dla zagranicznych mediów to część wielkiej kampanii przewodniczącego Xi Jinpinga i Komunistycznej Partii Chin mającej na celu dalsze zwiększenie i tak już bardzo silnej kontroli nad społeczeństwem. Carlos Garcia Rawlins / Reutes / Forum
Zagranicznym dziennikarzom coraz trudniej pracuje się w Chinach. Jeśli władze nadal będą dokręcać śrubę, kraj znajdzie się za blokadą informacyjną.

Piątce amerykańskich reporterów pracujących dla telewizji CNN, dziennika „Wall Street Journal”, serwisu Bloomberga i agencji fotograficznej Getty Images nie odnowiono tzw. akredytacji, które są rodzajem pozwolenia na pracę dla mediów. Przyznano im jedynie pozwolenia tymczasowe, które mogą zostać cofnięte w każdej chwili. Do opuszczenia terytorium ChRL zostali zmuszeni reporterzy z Australii, telewizji ABC i dziennika ekonomicznego „Australian Financial Review”. W sumie w tym roku wydalono z Chin ok. 20 zagranicznych korespondentów. Natomiast w sierpniu aresztowano urodzoną w Australii prezenterkę anglojęzycznego kanału należącej do państwa China Global Television Network. Dziennikarka pozostaje w jakiejś formie aresztu domowego, ale nie wiadomo, gdzie przebywa, władze zaś twierdzą, że zatrzymano ją z przyczyn ważnych dla bezpieczeństwa państwa.

Dziennikarzom w Chinach coraz trudniej

Ograniczenia dla cudzoziemskich mediów – mających też odbiorców wśród Chińczyków – to część wielkiej kampanii przewodniczącego Xi Jinpinga i Komunistycznej Partii Chin mającej na celu dalsze zwiększenie i tak już bardzo silnej kontroli nad społeczeństwem. To także element politycznej i gospodarczej rywalizacji z Zachodem, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi i bliskiej im Australii, domagającej się wyjaśnienia od ChRL przyczyn pandemii i będącej ważnym strategicznym konkurentem w Azji Południowo-Wschodniej. Media zostały wzięte w kleszcze polityki. Chińczycy mówią Amerykanom, że sytuacja ich korespondentów nie poprawi się, jeśli nie ulegnie zmianie pozycja chińskich mediów w USA. Można się spodziewać jakichś odwetów, skoro większości chińskich reporterów amerykańskie akredytacje kończą się na początku listopada.

Dziennikarze pracujący w Chinach mówią, że zmiana atmosfery trwa od kilku lat, a ostatnio się nasila. Coraz trudniej o rozmowę, uzyskanie nawet komentarza akademików czy opinii przedsiębiorców. Trudniej nawiązywać nowe kontakty, a dotychczasowe źródła stronią od przedstawicieli cudzoziemskich mediów, widząc w tym kłopoty i bezpośrednie zagrożenie ze strony władz.

Czytaj też: Ofensywę Chin mogą powstrzymać tylko ich sąsiedzi

Autokraci mediów nie lubią

Jeśli władze będą nadal dokręcać śrubę, Chiny znajdą się za blokadą informacyjną. Im mniej zagranicznych mediów w Chinach, tym mniej będzie wiadomo, co w tym coraz ważniejszym kraju się dzieje. Wiedzy tej nie zastąpi na pewno propaganda ani np. media społecznościowe. Te są poddawane bardzo ostrej cenzurze, ale sito nadzoru nadal jest dziurawe i informacje ciekną. Tyle że rozproszeni użytkownicy są znacznie mniej skuteczni w przekazywaniu czegokolwiek, zwłaszcza za granicę, niż reporterzy i wspierające ich redakcje. Trudno sobie wyobrazić, by w Chinach cenzurujących z taką determinacją możliwa była operacja podobna do tej z Białorusi, gdzie tego lata udało się obejść techniczne ograniczenia związane z wyłączeniem internetu i przełamać monopol państwowych mediów.

Chiny dobrze wiedzą, jak autokraci mogą się przejechać na obecności zagranicznej prasy. W drugiej połowie czerwca 1989 r. w Pekinie miał się pojawić nowo wybrany prezydent USA George Bush senior. Sporo wcześniej pojawili się amerykańscy korespondenci z radia, telewizji, gazet i agencji prasowych. Zainstalowani byli w hotelu przy pl. Tian′anmen i byli świadkami rzezi protestujących studentów. Rodziła się łączność satelitarna, można już było błyskawicznie przesyłać zdjęcia, m.in. słynnego Tankmana, sfotografowanego z hotelowych okien. Chińskie władze nie wyłapały w porę, co się dzieje, np. zablokowały idącą na żywo transmisję CNN. Na takie przyspieszenie obiegu informacji nie był przygotowany także rząd USA – zaproszony do studia szef amerykańskiej dyplomacji James Baker nie umiał zająć stanowiska w sprawie pokazywanych na żywo wypadków.

Teraz też nie brakuje spraw ważnych bądź zwyczajnie ciekawych, od kwestii politycznych, gospodarczych, społecznych i ochrony środowiska po generalny nastrój elit i tzw. zwykłych obywateli. W rankingu wolności prasy tworzonym przez organizację Reporterzy bez Granic Chiny zajmują 177. pozycję na 180 sklasyfikowanych krajów, za nimi są już tylko Erytrea, Korea Północna i Turkmenistan. Ale te trzy kraje są izolującymi się od świata przykładami tyleż dziwacznych, co makabrycznych despotii, a nie kandydatem na supermocarstwo.

Czytaj też: Skąd to odwieczne napięcie między mediami a polityką

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną