Były prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka został uzurpatorem. Wcześniej swoją legitymację opierał na autentycznej popularności. Teraz może liczyć na lojalność przede wszystkim aparatu urzędniczego, wojska, milicji i służb specjalnych. To ich reprezentanci znaleźli się wśród publiczności obserwującej potajemnie przeprowadzone tzw. zaprzysiężenie Łukaszenki na kolejną kadencję. Ma rację opozycja mówiąca o inscenizacji i farsie. Mają rację m.in. niektóre rządy państw Unii, w tym Polski, które nie zamierzają uznawać go za prawowitego prezydenta, skoro sierpniowe wybory ordynarnie sfałszował.
Snyder: Łukaszenka może pójść drogą Jaruzelskiego
Rządy Łukaszenki weszły w nowy etap
Coraz mroczniejsze wrażenie sprawia zachowanie mundurowych, którzy z narastającą brutalnością okładają pałkami demonstrantów na ulicach białoruskich miast. Próby dławienia środowych protestów, będących reakcją na niby-zaprzysiężenie, wskazują, że reżim dąży do powszechnej pacyfikacji i po kilku tygodniach wahania do złamania manifestantów wreszcie zdecyduje się użyć całego potencjału państwa policyjnego. Do takiego wniosku prowadzi widok kilkudziesięciu omonowców rozbijających szyby w jednym samochodzie – z kierowcą w środku – albo biegających po Mińsku zwartych oddziałów z tarczami. Zresztą siepacze Łukaszenki sprawiają wrażenie bardziej sił okupacyjnych niż formacji mających dbać o bezpieczeństwo obywateli.