Odrzucony przez elity artysta odpłaca im, służąc władzy – to właśnie historia Attili Vidnyánszky’ego, prawej ręki Orbána do spraw teatrów.
Gdyby był postacią ze sztuki teatralnej, najbardziej pasowałby do czwartego aktu Szekspirowskiego „Makbeta”. To wtedy król, po latach krwawych rządów, osamotniony, na skraju szaleństwa, słyszy od czarownic o swoim zbliżającym się upadku. Przepowiednia jest na tyle mglista, że Makbet nie wie, kiedy i z której strony upadek nadejdzie. A to tylko wzmacnia jego paranoję.
Tak przynajmniej widzi Attilę Vidnyánszkyego krytyczka teatralna Judit Csáki. Inni, którzy się z nim zetknęli, mówią o Vidnyánszkym z mieszaniną lęku i niechęci – a czasem skrywanego podziwu – jako o „papieżu”, „mesjaszu”, „demonie”, „tytanie”.
Polityka
40.2020
(3281) z dnia 29.09.2020;
Świat;
s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Demon z Zakarpacia"