Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Drugi lockdown na Wyspach coraz bardziej realny?

Mieszkańcy Londynu nierzadko przechadzają się bez maseczek. Mieszkańcy Londynu nierzadko przechadzają się bez maseczek. Henry Nicholls / Reuters / Forum
Na Wyspach przybywa kilkanaście tysięcy nowych przypadków koronawirusa dziennie. Naukowcy straszą, że może ich być więcej, ale wielu Brytyjczyków ograniczeń ma już dość.

Choć ledwo zaczął się październik, w brytyjskich mediach mówi się już o świętach Bożego Narodzenia. I to nie z powodu rekordowo wcześnie rozpoczętego sezonu albo nagłego zrywu religijnego, ale przez pandemię covid-19. Świąt jako horyzontu czasowego, w którym problemy związane z zarazą mogą się na Wyspach skumulować, użył bowiem premier Boris Johnson w popularnym programie „The Andrew Marr Show” w BBC 1.

„Droga do Bożego Narodzenia, a może nawet dalej, będzie wyboista” – mówił szef rządu 4 października. Trzeba wytrzymać do wiosny, potem będzie z górki. Tak przynajmniej twierdzą politycy, którzy wierzą, że na początku 2021 r. szczepionka będzie już powszechnie dostępna. Można docenić te próby podniesienia na duchu swoich wyborców, ale trudno się spodziewać, by wywołały eksplozję optymizmu. Wielka Brytania nadal nie radzi sobie z kryzysem, a zapowiedzi Johnsona o wiosennym przełomie brzmią jak pobożne życzenia.

Zaniżone statystyki zakażeń na Wyspach

Od ponad miesiąca na Wyspach notuje się dziennie od kilku do kilkunastu tysięcy nowych przypadków zachorowań. W ubiegły weekend okazało się, że dane te, i tak alarmujące, były zaniżone. Ponad 15 tys. pozytywnych wyników testów nie wprowadzono bowiem do krajowego systemu monitorującego stan pandemii, dlatego liczba zakażeń za niedzielę 4 października oficjalnie wynosi szokujące 22 961 przypadków. Co gorsza, nie jest to wyłącznie błąd w statystyce, który można skorygować. Te 15 tys. przypadków to przecież osoby, które o swojej chorobie nie wiedziały, a więc nie trafiły ani na kwarantannę, ani do aplikacji śledzącej interakcje z innymi.

Reklama