Oddzieleni przezroczystymi parawanami z pleksiglasu spierali się na słowa w środę wieczorem (czasu USA) wiceprezydent Mike Pence i demokratyczna kandydatka senator Kamala Harris. Debata, odbywająca się w Salt Lake City w czasie bezprecedensowego kryzysu w Białym Domu, gdzie urzęduje zakażony koronawirusem Donald Trump, miała odmienny charakter niż niedawna kłótnia – zwana też „debatą” – między nim a kandydatem demokratów Joem Bidenem. Aktualnemu wiceprezydentowi i aspirującej do tego stanowiska polityczce udało się na ogół powiedzieć to, co mieli do powiedzenia, bo polemizowali w sposób cywilizowany.
Najważniejsza debata w historii USA
Debaty kandydatów na wiceprezydenta w przeszłości budziły umiarkowane zainteresowanie, ale tegoroczną uznano za najważniejszą w historii Ameryki. W wyborach do Białego Domu biorą bowiem udział politycy najstarsi w jej dziejach: Trump i Biden mają ponad 70 lat, są w dodatku zagrożeni covidem. Harris i Pence′a postrzega się jako tych, którzy mogą ich szybko zastąpić.
Debata miała jednak przebieg dość przewidywalny, obyło się bez sensacyjnych fajerwerków. To najpewniej sprawiło, że uwagę wielu komentatorów przyciągnęła nie tylko treść wypowiedzi polemistów, lecz także mucha przesiadująca przez dwie minuty na głowie Pence′a i jego przekrwione oko. Wiceprezydent, podobnie jak wcześniej Trump, usiłował przerywać Harris, ale kiedy jego demokratyczna oponentka – była prokurator generalna Kalifornii i pierwsza kobieta na tym stanowisku – natychmiast przywołała go do pionu stanowczym „teraz ja mówię!”, Pence zrezygnował z tej strategii.