Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

„Do zobaczenia w 2021”. Wielka Brytania się zamyka

Wielka Brytania znów zarządziła lockdown. Wielka Brytania znów zarządziła lockdown. Victoria Jones / PA Images / Forum
Choć premier Boris Johnson zapowiedział cztery tygodnie lockdownu, na Wyspach mało kto mu wierzy. Jest ryzyko, że Brytyjczycy spędzą Boże Narodzenie w izolacji.

Środowy wieczór w Londynie i innych miastach przypominał bardziej 31 grudnia niż 4 listopada, w dodatku relatywnie wcześnie rozpoczęły się imprezy. Młodzi chodzili od lokalu do lokalu, puszczając muzykę ze smartfonów, bawiąc się wokół zamykanych knajp, na chodnikach, w zaułkach. Zdjęcia z tej chwili okraszali słowami o „tej ostatniej środzie”. Od czwartku zgromadzenia, picie alkoholu w miejscach publicznych czy nawet swobodne spacerowanie z przyjaciółmi nie będzie już możliwe.

Czytaj też: Jak z pandemią walczą inni?

Brytyjscy studenci uziemieni

Decyzją rządu Wielka Brytania wchodzi w kolejną fazę restrykcji. Puby, restauracje i lokale gastronomiczne, których działanie i tak było ograniczone górnym limitem czasu pracy, teraz będą zupełnie zamknięte dla gości. Mogą sprzedawać na wynos – z wyjątkiem alkoholu. Rząd zamyka też sklepy. Inaczej niż w wielu krajach na kontynencie zakaz prowadzenia działalności obejmie m.in. sklepy odzieżowe, ale też elektroniczne, wnętrzarskie, zaopatrzeniowe czy popularne na Wyspach punkty bukmacherskie. Otwarte pozostaną sklepy spożywcze, targi z produktami pierwszej potrzeby i apteki.

Boris Johnson chce, by Brytyjczycy ograniczyli kontakty. Zgodnie z nowym rozporządzeniem z domu mogą wychodzić tylko ci, którzy nie są w stanie wykonywać zdalnej pracy. Otwarte będą szkoły i uniwersytety, choć w tym drugim przypadku wprowadzono ważne obostrzenie. Studenci w akademikach i na kampusach mają zakaz powrotu do domów rodzinnych przed końcem semestru (wypada najwcześniej w połowie grudnia). Nieczynne przynajmniej do 2 grudnia będą zakłady fryzjerskie, salony tatuażu i kosmetyczne, baseny, siłownie, kluby fitness i centra sportowe. Od dzisiaj mieszkańcy nie pójdą też już do kina czy teatru.

Poza pracą i szkołą jakakolwiek interakcja z innymi będzie prawie zawsze narażała na mandat. Można wprawdzie uprawiać sport na świeżym powietrzu, ale samotnie albo z jednym partnerem niemieszkającym w tym samym domu. Obowiązuje zakaz spotkań towarzyskich powyżej dwóch osób, nawet w prywatnych ogrodach czy miejscach zapewniających dystans społeczny. Rodziny mogą wciąż odwiedzać krewnych w domach opieki, ale muszą zachowywać reżim sanitarny.

Czytaj też: Absurdy kwarantanny w brytyjskich akademikach

Kolorowe strefy i czarny scenariusz

Choć niekomfortowy, drugi de facto lockdown był spodziewany. Pod koniec września Johnson przyznał w BBC, że zakażonych przybywa zbyt szybko, by ominąć nowe restrykcje. Ostrzegł, że Brytyjczycy muszą nastawić się na „wyboistą drogę do świąt Bożego Narodzenia”, a nawet początku 2021 r. Wprawdzie doskonale zdawał sobie sprawę z kosztów zamknięcia gospodarki, ale nie miał wyjścia. Zaraz po wakacjach rada naukowa przy premierze alarmowała, że bez restrykcji średnia zachorowań sięgnie nawet 50 tys. przypadków dziennie.

Wtedy rząd zdecydował się zdecentralizować odpowiedź na pandemię. Restrykcje, owszem, wprowadzał, ale głównie regionalnie, dzieląc kraj na kolorowe strefy. Nałożył też ograniczenia na gastronomię, która musiała zamykać się przed 22. I wydaje się, że dzięki temu przynajmniej częściowo zapobiegł prognozowanej przez naukowców tragedii. Chociaż krzywe zakażeń i zgonów wciąż rosną, czarny scenariusz się nie spełnił, a dzienny przyrost zachorowań w ostatnim czasie dwukrotnie przekroczył 25 tys.

Czytaj też: Czesi z zarazą sobie nie radzą. Ogłaszają godzinę policyjną

Respiratorów nie zabraknie

Nie oznacza to, że Wielka Brytania triumfuje w walce z koronawirusem. Łączna liczba przypadków covid-19 przekroczyła milion, a tzw. współczynnik R, wskazujący liczbę osób zakażanych przez jednego nosiciela wirusa, cały czas ma wartość powyżej 1 w całym kraju. Jak podaje Narodowe Biuro Statystyk, najgorzej wygląda sytuacja w Anglii – wirus najszybciej niesie się w okolicach Londynu, ale też na północy. Podobnie jest w Szkocji, nieco lepiej radzą sobie Irlandia Północna i mająca znacznie mniejszą gęstość zaludnienia Walia.

W skali całej Wielkiej Brytanii niebezpiecznie rośnie też krzywa zgonów. Podobnie jak w Hiszpanii, Włoszech czy Francji wciąż daleko jej do poziomów z wiosny, ale ostatnie dane – 492 zgony w środę 4 listopada – to najwyższy tutaj wynik od 23 maja. Pod koniec października hospitalizowanych z powodu wirusa było ponad 12 tys. pacjentów, 1142 potrzebowało respiratora.

Czytaj też: Stop „dyktaturze sanitarnej”. Protesty na południu Europy

W kraju dostępnych jest 30 tys. respiratorów, w większości nowych, nieużytych w pandemii ani razu. Lekarze i pacjenci powinni być raczej spokojni, bo NHS, tamtejszej służbie zdrowia, nie grozi zaopatrzeniowy krach. Nie to jest jednak w tej chwili największym zmartwieniem personelu. Zarówno władze, jak i lekarze robią wszystko, by pacjenci przychodzili na regularne badania czy wciąż możliwe do przeprowadzenia zaplanowane zabiegi. W mediach na Wyspach pełno jest apeli o stawianie się w przychodniach i zapewnień, że jest w nich zachowane bezpieczeństwo sanitarne.

Boże Narodzenie przed ekranem

Według Downing Street lockdown zostanie zdjęty 2 grudnia. Jak mówi Johnson, sytuacja powinna być na tyle opanowana, żeby restrykcje wprowadzać już tylko regionalnie. W tej chwili bardziej prawdopodobne wydaje się utrzymanie przynajmniej ich części w całym kraju. W zapewnienia premiera nie wierzą sami Brytyjczycy, przypominając, że kiedy ostatnio mówił o czterotygodniowej izolacji, skończyło się na ponad dwóch miesiącach zamknięcia. Tegoroczne święta Bożego Narodzenia na Wyspach, podobnie jak Wielkanoc, prędzej połączą rodziny na ekranach komputerów niż przy wspólnym stole.

Czytaj też: Komu szczepionka na SARS-CoV-2 należy się najpierw?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną